czwartek, 25 kwietnia 2024
gomelanMyślicie, drodzy, że w piątkowy wieczór upajałem się piłkarskimi emocjami? Że oglądałem popisy 22 wyśmienitych futbolistów w meczu, który miał nadto swój szczególny wymiar – kilka dni wcześniej zmarł piłkarz jednej z drużyn uczestniczących w tym spotkaniu?


 Skądże – inna stacja w tym samym czasie transmitowała konferencję prasową kilkorga polskich prokuratorów.

 Przy całym szacunku dla rodziny Antonio Puerty, zmarłego hiszpańskiego piłkarza, emocje związane z meczem o ten najmniej prestiżowy europejski puchar nie mogły równać się temu, co cała Polska miała możliwość zobaczyć podczas prokuratorskiej konferencji. Po raz pierwszy w historii rodzimej telewizji (jeśli się mylę, proszę mnie poprawić) transmitowano na żywo wydarzenie, podczas którego prowadzący śledztwo urzędnicy publiczni ujawnili dowody, jakie mają przeciwko innym urzędnikom publicznym. Zrobili to w taki sposób, że  wszystkie programy 997 razem wzięte powinny się schować pod stół i zamilknąć na zawsze.   

 W największym skrócie - prokuratorzy pokazali nagrania z kamer warszawskiego Hotelu Mariott i Ministerstwa Rolnictwa, a także zapisy rozmów telefonicznych pomiędzy kilkorgiem osób, m.in. Januszem Kaczmarkiem, Jaromirem Netzlem i Konradem Kornatowskim. Jeśli dobrze, jako nie-prokurator, zrozumiałem, prowadzący śledztwo na podstawie tych materiałów dowodowych wysnuwają wniosek, iż informacja o planowanej na 6. lipca akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa szła jak po sznurku od Janusza Kaczmarka, poprzez Ryszarda Krauzego, Lecha Woszczerowicza, aż dotarła do Andrzeja Leppera. Ponadto, na podstawie nagranych rozmów telefonicznych, prokuratorzy domniemują, że Janusz Kaczmarek nakłaniał swych trójmiejskich znajomych (Kornatowski, Netzel) do składania fałszywych zeznań w celu zapewnienia mu alibi.

 Materiał ten rzeczywiście w dużym stopniu uprawdopodabnia te wydarzenia, wszystko układa się w pewną całość. Niemniej, na tej podstawie nie sposób udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że Kaczmarek powiedział Krauzemu o planowanej akcji w resorcie rolnictwa, a ten przekazał tę informację dalej. Ba, obraz z kamery zamontowanej na 40. piętrze warszawskiego hotelu nie rozstrzyga nawet, czy ci panowie rzeczywiście się spotkali (dowód uprawdopodobniający to spotkanie został zdobyty, jak się wyrazili prokuratorzy, po przeprowadzeniu specjalnego eksperymentu). Stąd zapewne prokuratura nie postawiła Kaczmarkowi zarzutu o tzw. przeciek. Na razie oskarża go o utrudnianie śledztwa i nakłanianie do składania fałszywych zeznań.

 Poza warstwą merytoryczną materiału przedstawionego na prokuratorskiej konferencji ciekawe, a może i ciekawsze, jest tło polityczne wczorajszego wydarzenia. Trzeba sobie bowiem odpowiedzieć na pytanie – dlaczego akurat teraz prokuratorzy postanowili w ten sposób podzielić się wiedzą dowodową ze społeczeństwem? „Teraz,” to znaczy w chwili, gdy akurat rządzi Prawi i Sprawiedliwość. Wychodzi na to, iż partia ta ma już tak złą prasę w społeczeństwie, że działający pod jej poleceniami prokuratorzy (bo chyba nikt nie uwierzy w to, że prokuratorzy sami wyszli z inicjatywą przeprowadzenia tak oryginalnej konferencji prasowej) musieli pokazać materiał dowodowy w środku śledztwa tylko po to, by pokazać społeczeństwu, że Janusz Kaczmarek najprawdopodobniej spotkał się z Ryszardem Krauzem, gdzie najprawdopodobniej przekazał mu informacje dotyczące planowanej akcji w Ministerstwie Rolnictwa. Jeden z indagowanych specjalistów od prawa karnego stwierdził, że pokazanie materiału dowodowego w tym konkretnym momencie śledztwa może mu jedynie zaszkodzić. Innymi słowy, jego zdaniem prokuratorzy popełnili błąd w sztuce. Ale cóż jest w dzisiejszej Polsce ważniejszego niż nagła potrzeba polityczna na 7 tygodni przed wyborami.

 Donald Tusk zwrócił uwagę, że prokuratorzy nie przedstawili żadnych faktów dotyczących pobytu Janusza Kaczmarka w Pałacu Prezydenckim na godzinę przed domniemanym spotkaniem z Ryszardem Krauzem. To prawda, że może to mieć spore znaczenie dla sprawy, ale prowadzący śledztwo dość wyraźnie podkreślali, że konferencja dotyczy jedynie spotkania ówczesnego ministra z trójmiejskim biznesmenem, oraz innego zarzutu przedstawionego Kaczmarkowi - nakłaniania do składania fałszywych zeznań. Zresztą, trudno byłoby przypuszczać, żeby zależna od ministra sprawiedliwości, czyli prokuratora generalnego, prokuratura ujawniła na takiej konferencji prasowej fakty obciążające obecnego prezydenta.

 Ta władza na pewno w jednym jest oryginalna – zmusza mnie, oddanego kibica, do zarzucenia oglądania ważnego wydarzenia sportowego dla patrzenia w ekran TV w celu zdobycia wiedzy, którą prokuratorzy fundują wszystkim w środku śledztwa. Zdaję sobie sprawę, że dla Kaczyńskich to mało ważne, bo oni z kibicowaniem mają tyle wspólnego, co ja z zawodowym uprawianiem narciarstwa alpejskiego, a po drugie – czy rzeczywiście uraduje ich oderwanie lewicowego felietonisty od oglądania głupiego meczu? I to tylko po to, bym stwierdził, że prokurator Engelking włada znacznie lepszą polszczyzną, niż jego zwierzchnik, prokurator Barski. Mimo faktu, że to nazwisko „Barski” ma czysto polski rodowód, prawda? 


omelan na pasku