czwartek, 28 marca 2024
gomelanStanisław Tym, na co dzień niskiej próby kawalarz z kampanii reklamowej pewnego banku, a okazyjnie (i, rzec trzeba, niespodziewanie) wysokiej próby felietonista „Polityki”, zwrócił uwagę byłemu ministrowi edukacji na błąd językowy, jaki ten magister prawa i historii był popełnił.


 Użył bowiem słowa „onegdaj” w znaczeniu „dawniej,” „kiedyś.” W zasadzie nie ma się czego czepiać, wszak 98% Polaków nie zna prawdziwego znaczenia słowa „onegdaj,” tak jak nie wie, że powinno mówić się „pół do siódmej,” a nie „w pół do siódmej.”

 Niemniej, po pierwsze – od ministra edukacji wymagać należy zasadniczo więcej, a już na pewno tego, by nie popełniał błędów językowych, nawet, jeśli tylko 2% Polaków wie, że to, co akurat powiedział szef resortu jest rzeczywiście błędem. Po drugie – Stanisław Tym, podobnie, jak ja, jest czepialski, stąd uczepił się Giertycha w sprawie tak mało znaczącej dla polskiej polityki. Trzeba jednak zważyć, iż czepianie się winno być (a w przypadku starego lisa Tyma i wyżej podpisanego liska na dorobku niewątpliwie jest) immanentną częścią warsztatu felietonisty. Dlatego też, ponieważ osobnik mniej doświadczony powinien brać przykład ze starszego stażem mistrza, niechaj i mnie wolno będzie komuś za ignorancję językową, a także (co, mam nadzieję, choć troszkę jest zaskakujące) geograficzną, przyłożyć.  

 Oto Janusz Kaczmarek, bohater ostatniej akcji V kadencji Sejmu III Rzeczpospolitej, powiedział coś takiego: „Nie będę mówił językiem przymiotników – ten osobnik…” (zasłyszane w TVN24, 24.08, godz. 19.16). Po wyrażeniu „ten osobnik” padło jeszcze jedno podobne określenie, którego nie zdążyłem zapisać, a później już tej wypowiedzi nie słyszałem, więc pozostawiam cytat takim, jakim go zapamiętałem. Ale do rzeczy - były minister spraw wewnętrznych i administracji srogo się omylił, gdyż „ten” to zaimek wskazujący, a „osobnik” to czystej wody rzeczownik. Żadnych przymiotników w powyższej wypowiedzi Kaczmarka nie uświadczysz.
 
 Można mieć zatem pretensje do Kaczmarka o tę wpadkę, gdyż to nie tylko prokurator z najwyższej półki (nie w sensie wysokiej jakości warsztatu zawodowego, bo nie mnie to oceniać, ale w kontekście zajmowanych przez niego wysokich stanowisk prokuratorskich), od którego wymagać należy językowej poprawności, ale również autor wielu artykułów i książek o tematyce prawniczej (np. „Świadek koronny. Przestępczość zorganizowana”) i, co jest dla niniejszego wywodu najważniejszym argumentem, wykładowca prawa karnego materialnego dla aplikantów prokuratorskich, a także pracownik Studium Doskonalenia Nauczycieli oraz Podyplomowego Studium Przeciwdziałania Patologiom Społecznym w Gdańsku (wygłaszał wykłady na temat zagadnień prawnych związanych z pomocą w rodzinie i szkole). Jeśli człowiek, który ma problem z odróżnieniem przymiotnika od rzeczownika był (lub jest) nauczycielem polskich prokuratorów, to nie świadczy to dobrze i o uczelni, która wystawiła mu dyplom, i o uczelni, która zatrudniła go jako wykładowcę.

 Drugim erudytą, jak się okazało, jest obecny jeszcze minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro. Ten krakowianin rzekł tak oto: „ … funkcjonowania takich przepisów w krajach europejskich, w tym między innymi w Stanach Zjednoczonych (TVN24, 17.08, godz. 14.42). Ja rozumiem, że od prawnika nie musimy wymagać szczegółowej wiedzy geograficznej, np. że rzeki zasilające (bardzo słabo zresztą ostatnimi laty) Jezioro Aralskie to Syr-daria i Amu-daria, ale absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego powinien jednak zdawać sobie sprawę, że światowe supermocarstwo (w stosunku do którego lider jego partii odnosi się tak, jak niegdyś pierwszy sekretarz do innego istniejącego wcześniej supermocarstwa) jest jednak na innym kontynencie.
 
 Można by rzec, że to dobrze, iż prokurator Ziobro zna się lepiej na obsłudze tak skomplikowanego, jak twierdzi, urządzenia, jakim jest nowoczesny dyktafon, niż na geografii Europy. To pierwsze mogło się mu znacznie bardziej przydać do prowadzenia polityki podsłuchiwania i nagrywania ministrów III RP. A w jakim stopniu może człowiekowi z ambicjami kompromitowania kolegów z rządu być potrzebna nawet podstawowa wiedza geograficzna? Wszak można się spodziewać, że taki prokurator, jak Ziobro już od czwartej klasy szkoły podstawowej, czyli od chwili rozpoczęcia nauki na przedmiocie „geografia,” wiedział, że będzie prawnikiem, to i podręcznik do zbędnego przedmiotu poszedł na 9 lat (liczę 5 lat podstawówki w klasach 4-8 i cztery liceum, o ile Ziobro kończył czteroletnią szkołę średnią) w kąt.

 Rzecz jasna, errare humanum est i taki tuz felietonistyki, jak Stanisław Tym, a już na pewno młody adept tejże sztuki, jak wyżej podpisany, pozostawiamy sobie prawo do popełniania błędów, także językowych, także geograficznych (wszak i ja nie wiedziałem do niedawna, że różnice w pomiarach szczytów tatrzańskich pomiędzy polskimi i słowackimi mapami wynikają z faktu, że nasi kartografowie mierzą wysokość Gerlacha, Łomnicy, Kasprowego i innych wierzchołków od poziomu Bałtyku, a słowaccy od Adriatyku). Niemniej, trudno wybaczyć ministrom polskiego rządu, że nie wiedzą, co to jest przymiotnik i na jakim kontynencie są Stany Zjednoczone. To przedszkole wiedzy ogólnej, i nawet prawnicy, a takowymi są trzej wymienieni w tekście ministrowie, winni takie wiadomości posiadać.


omelan na pasku