czwartek, 25 kwietnia 2024

wisniewski radi2Kończy się czytać biografię Edwarda Stachury ”Buty Ikara” pióra Mariana Buchowskiego. Jeszcze się nie skończyło ale już wyłania się obraz całości.

Legendarny ten Stachura, zajechany przez songi ogniskowe, Stare Dobre Małżeństwo, naśladowany swego czasu setki chłopców z gitarami i chlebakami na polskich drogach, ścieżkach, dróżkach, polach namiotowych, harcerskich obozach i grupach „Oazy”. No przecież jeszcze to prawie pamiętam, tak było – „nikt nie zna ścieżek gwiazd” a zaraz potem modlitwa wieczorna. Ale chyba dużo ciekawszy jest nie tyle sam los Stachury Edwarda jednostkowy ile tło tego losu. Ów legendarny włóczęga, wędrowiec Boży, jak wynika między wierszami z biografii był bardzo sprawnym organizatorem własnego wsparcia finansowego i kreatorem legendy. Nie chodzi o to, żebym mu zarzucał iż wędrowce swojej nieszczery, chociaż w granicach koniecznych dla każdego autora – próbował być, musiał być nieszczery w powieści. Nie o szczerość w końcu szło, tylko o wiarygodność tego, co pisał a to nie to samo. Chodzi raczej o to, że w legendzie umyka sporo szczegółów z tła a ono było istotne. Wydaje się – i chyba rzeczywiście tak było – że żyjąc w PRL, niespecjalnie się podlizując władzy o ile w ogóle, mógł Stachura żyć ze stypendiów, zapomóg, honorariów, zaliczek, ryczałtów za podróże służbowe w ramach ZLP i popracować czasem dorywczo na zrębie, poprzerzucać muł tej epoki, ale bez przesady, bez przepracowania. Nie wydaje się by żył bardzo bogato, ale żył, miał czas organizować sobie pisanie, a polityka kulturalna wobec społeczeństwa władzy ludowej dozwalała mu tu i ówdzie dorobić i to niemało ustalając chociażby stawki za spotkania autorskie i recitale, które także dawał ów fenomenalny autor, który nie potrafił grać, nie potrafił śpiewać a jednak to czynił i to za pieniądze.

W żadnym miejscu biografii nie ma mowy o pracy na etacie – raczej ciągłe włóczęgi po Polsce, a w przerwach bywania tu i ówdzie pisma do Związku Literatów Polskich, wypiski z notatników i dzienników gdzie i od kogo upomnieć się o honorarium, wierszówkę. Wiadomo przy tym, że Sted grał w pokera i często wygrywał, jak to mówił w „Siekierezadzie” Pradera – grał dobrze, może nawet za dobrze. Wiadomo, że pożyczał pieniądze, ale też, że je skrupulatnie oddawał. Był na kilku stypendiach zagranicznych w tym raz w Meksyku blisko rok. Drugi raz w Meksyku był niejako przy okazji będąc w Stanach, gdzie z kolei był na poły prywatnie. Jakoś żył mając pieniądze z honorariów za wydane książki w Polsce i dając lokalnie koncerty, publikując w meksykańskiej prasie literackiej, śpiewając po hiszpańsku swoje piosenki, korzystając z gościny znajomych i przyjaciół.

buty ikara biografia edwarda stachuryGdzie by dzisiaj był Stachura Edward? Gdzie by się podział ze swoją twórczością i na jaki realnie oddźwięk mógłby liczyć, w jakim życiu literackim by brał udział? Nie chcę tu stawiać zbyt daleko idących tez, tym bardziej takich, które miałyby rehabilitować PRL czy z drugiej strony zbyt łatwo dezawuować legendę autora kilku dających się czytać książek prozatorskich, dwóch książek prozatorskich kompletnie nie do czytania i nie dających się słuchać w oryginale piosenek. To jeszcze nie o tym rzecz. Rzecz jest o tym, że wtedy była jakaś polityka kulturalna, był jakiś pomysł na to co społeczeństwo ma dostać, pomysł odgórny, idea miejscami obskurancka, zastosowanie często mające brzydkie strony, eliminujące inaczej myślących, ale zostawiało margines dla takich jak Stachura i wielu innych aby sobie po prostu byli i mogli tworzyć. Dzisiejsze warunki wprawdzie nie blokują jednych przeciwko drugim ale wszystkich mniej więcej po równo unicestwiają. Nie ma marginesu dla dzisiejszego Stachury. W kraju prawie 40 milionów mieszkańców plus 10 milionów ludzi w diasporze Ministerstwo Kultury przyznaje kilkadziesiąt stypendiów literackich. I piszący autor, jeżeli nie dostanie jakiejś nagrody – nie ma szans na wyżycie nawet na minimalnym, stachurowym poziomie z pisania, prac dorywczych, stypendiów.

Mając lat 40 na karku czyli tyle ile Stachura na dwa lata przed spotkaniem z elektrowozem zwyczajnie mu zazdroszczę warunków funkcjonowania w tym cholernym PRL. I taka refleksja mi przyszła na marginesie tej biografii może ją już zapisałem poprzednio albo wyraziłem przy innej okazji – że nie będąc w najmniejszym stopniu zwolennikiem PRL stwierdzam, że PRL miał politykę kulturalną (głupią, obleśną, krzywdzącą – ale jakąś) i to chyba miało swoje najróżniejsze efekty w tym całkiem sporo ciekawych efektów ubocznych. W dzisiejszych czasach w Polsce Stachura zostałby być może jakimś zrewoltowanym anarchistą z maską na twarzy rzucającym petardami na manifestacjach, albo punkiem ze squotu o którym nikt by nie usłyszał bo publikowałby w art-zinach, których grillujące społeczeństwo w grillowaniu utrzymywane przez wszystkie nieposiadające żadnej polityki kulturalnej ekipy od prawa do lewa, od PiS, AWS, UW, PSL, SLD, PO – nigdy by nie przeczytało ani nie poczuło się zmuszone do przeczytania.

No i jeszcze jedna myśl odszczepiona, warta rozwinięcia – istnieje przesąd że prawdziwa jakość artystyczna się obroni czy będzie za nią stało wsparcie finansowe, promocja, naganianie czy nie. Mam jednak ale niejasne przeczucie, że to jednak zabobon godny opisania. Ale to naprawdę już nie tym razem.

 

wisniewski na pasku