piątek, 26 kwietnia 2024

jim jones red robe ht jef 180925 hpEmbed 21x16 992Przez cztery tygodnie oglądaliśmy co środę film dokumentalny o sekcie Jim Jonesa, o tak zwanej "Świątyni Ludu". Coś Wam świta?

 

 

Tak, to jedna z najbardziej ponurych historii powojennego świata na tyle duża, by zwrócić uwagę a zarazem na tyle nie za duża, że dająca wyodrębnić losy pojedynczych ludzi, że nie wpada w abstrakcję arytmetyki. Tak, to grupa amerykanów, która wiedziona przez swojego pastora wyjechała ze Stanów do Gujany w 1974, założyła tam osadę Jonestown a następnie, pewnego dnia, wiedziona przez swojego charyzmatycznego przywódcę popełniła zbiorowe samobójstwo. Doliczono się 918 osób w tym około 300 dzieci.

 

Uczono mnie o "Świątyni Ludu" na studiach, na pierwszym roku, ale jako o przyczynku do wiedzy o konformizmie, bo profesora Zimbardo, który był autorem naszego podręcznika na I roku (chociaż po prawdzie za naszych czasów "Psychologia i Życie" miała jeszcze współautorów), zagadnienie konformizmu i warunków w jakich istota ludzka staje się zdolna do wszelkiego zła - bardzo żywo zajmowało. Może to doświadczenie, efekt pierwszeństwa sprawia, że będąc bardzo oddalonym od psychologii, o profesorze Zimbardo zawsze myślę że głębokim szacunkiem.

 

Nie wiedziałem zatem za wiele, dlatego oglądaliśmy na Planete+ ten serial dokumentalny w odcinkach. I jest było to wstrząsające doświadczenie. Kolejna opowieść o tym, jak drobnym krokami, metodą nogi w drzwiach, metodą krajania salami, gotowania żaby - nazywajcie to jak chcecie - dochodzi do sytuacji w której tylko dlatego, że przywódca tak mówi - ludzie posłusznie biorą kubek do ręki, często po długim staniu w kolejce do stołu, przy którym rozdzielana jest trucizna i wybijają wino z cyjankiem potasu.

 

Najpierw rodzice podali truciznę swoim dzieciom i patrzyli jak ich dzieci umierają na ich rękach - a śmierć od cyjanku nie jest ani łagodna ani tak szybka jak się wydaje, tym bardziej że był rozcieńczony w winie. A potem - kiedy już wszystkie dzieci nie żyły, ludzie wypijali truciznę sami.

 

Najbardziej wstrząsające fragmenty filmu to te na których słychać głos Jonesa, w których go widać. Nie jako charyzmatycznego lidera w Stanach, ale już tam, w Gujanie, gdzie zaczął się zmieniać, bowiem była tylko dżungla i mała społeczność, która prawdopodobnie nie zaspakajała jego patologicznego narcyzmu. Są oryginalne taśmy z wizyty kongresmena Leo Ryana w dniu 17 listopada i ten fragment, kiedy próbuje coś powiedzieć, ale tłum wyznawców Jonesa zaczyna burze oklasków po pierwszym zdaniu i ta burza trwa i trwa i trwa i trwa. I widać na twarzy Kongresmena pomieszanie, coś jakby cień przerażenia. On jutro zginie, kiedy będzie próbował odlecieć z ludźmi, którzy już nie chcieli być w raju Jima Jonesa a ten wyśle za kongresmenem na lotnisko ludzi z bronią palną.

 

No a jeżeli mordujesz Kongresmena USA, w listopadzie 1978 to raczej możesz być pewien, że sobie tez przykładasz pistolet do głowy, nawet jeżeli jesteś w Gujanie, w dżungli. I są w filmie te nagrania, już tylko audio, kiedy Jones rozmawia ze swoimi wyznawcami i namawia ich do samobójstwa, w tle słychać głosy ludzi, którzy próbują z nim dyskutować, kwestionować koncepcję "rewolucyjnego samobójstwa", a on przekonuje, żeby nie wierzyć w te agonalne krzyki, że to nieprawda, że nie ma żadnego bólu, żadnego cierpienia, że jest tylko lepiej i lepiej. I być może rodzice patrząc na agonię swoich dzieci naprawdę wierzyli, że to co widzą, czują na swoich rękach - nie istnieje, nie dzieje się.

 

W tle bełkoczącego do mikrofonu Jonesa na taśmach naprawdę słychać płacz i zawodzenie dzieci, bo dzieci chyba nie rozumiały dlaczego miałyby umrzeć z rąk mamusi i tatusia.

 

Nagrania "taśm śmierci" Jima Jonesa są autentyczne, jak się okazuje są w sieci, bez problemu możecie sobie sami ich posłuchać. Transmisja z samobójstwa, ja nie mogłem. Nie byłem w stanie.

 

Tam słychać to, co było widać na filmie. Odruchowe mlaskanie Jonesa, wsuwał język między zęby a dolną wargę i mlaskał, mówił niewyraźnie, jakby był starcem i mlaskał co któreś słowo. Szczegół przykuwający uwagę.

 

Pomyślałem, że oto klucznik zasłonił lica, znam znam ja głos ten, to jest targowica.

 

Przypomniało mi się też, jak pewien Mistrz Buddyjski, zarazem terapeuta pracujący z ludźmi uzależnionymi od narkotyków mówił kiedyś, że błędem ludzkości przez całe wieki było wyobrażanie sobie piekła jako czegoś zewnętrznego, osobnej przestrzeni po śmierci, czyli takiej, która w gruncie rzeczy jest abstrakcyjna, nie dotyczy mnie czy ciebie. - A to wszystko jest tutaj i teraz - mówił i pokazywał na głowę by zwrócić otwartą dłoń ku sercu. - To jest tutaj, już, to piekło o którym uczyli cię na religii jest prawdziwe. Teraz!

 

I myślałem o tym jak nas uczyli o tym na psychologii, o zdaniu z Zimbardo, które utonęło i gdzieś wypłynęło teraz, że najwyższą umiejętnością, zdolnością człowieka wcale nie jest posłuszeństwo i konformizm do którego wychowujemy swoje dzieci, ale właśnie umiejętność obywatelskiego nieposłuszeństwa, społecznego nonkonformizmu, bo tak się składa, że do najstraszliwszych zbrodni w dziejach ludzkości zawsze prowadziło ślepe posłuszeństwo a nie bunt i kwestionowanie mandatu władzy.

 

I pomyślałem że nas uczono na tej psychologii zdawkowo jednak. Może jednak puszczenie nam na wykładach taśmy z Jonestown nadałoby zdaniu Zimbardo właściwe tło, kontrast. Może część z nas zajęłaby się wówczas tym, dlaczego była jednak matka, która wzięła swojego synka w tobołek i nie bacząc na nic uciekała kilkadziesiąt kilometrów przez dżunglę.

 

Skąd wzięła hart ducha, jasność umysłu?

 

Skąd się biorą ci, którzy mają siłę, odwagę by powiedzieć liderowi - nie?

 

I jak często przywódcy, system bywa oszołomiony w pierwszej chwili tym wyłomem. W ośrodku gazowania niepełnosprawnych w Hartheim, która to akcja była szkołą okrucieństwa, wstępnym etapem do Szoa trafił się jeden, jedyny człowiek, funkcjonariusz III Rzeszy, który powiedział - nie, nie będę tego robić, podpisał prośbę o zwolnienie i wyszedł tak jak wszedł, drzwiami. A gdyby wszyscy wyszli?

 

Czy jest możliwy taki sposób wychowywania ludzi by wiedzieli, kiedy powiedzieć władzy, autorytetowi - nie, nie zrobię tego?

 

Nie sądzę by była to prosta ścieżka, łatwa i pozbawiona nieuniknionych błędów, bo jak idziesz w nieznane to nie ma siły, zbłądzisz nie raz. Ale czy nie warto?

 

(Wbrew pozorom to o mnie i o Tobie, w Polsce, teraz)

#esej_heroiczny

 

fot. ABCNews (u góry) David Hume Kennerly (poniżej)

 

pobrany plik

 

AAA Radek okragly

 

 

 

 

Dodaj komentarz

wisniewski na pasku