wtorek, 07 maja 2024
lt09Uwielbiam uliczną akwizycję. Ten miły ceremoniał obdarowywania przechodniów ulotkami reklamującymi kremy na szpetotę, zachęcanie do zaciągania kredytów-chwilówek i sprzedawanie łatwiuśkich krzyżówek, z których dochód idzie na zbożny cel




Chodnikowa nachalność bynajmniej nie jest nowym wynalazkiem. To codzienne obrazki z przedwojennych miast, kiedy przechodniów zaczepiano bez umiaru i gdzie na każdym rogu stał żywy słup ogłoszeniowy. Dowiedzieć się o tym możemy z kronik i starych filmów.

Trzeba przyznać, że za komuny podobnego zjawiska jakby nie było. Jeśli już to w formie zawoalowanej, niejako półgębkiem i bez tego natręctwa. Z dzieciństwa wynoszę obrazek z częstochowskiego dworca, gdzie hurtowo werbowano pielgrzymów na tanie noclegi. Pamiętam mój pierwszy wyjazd do świętego miasta i dzięki pewnej fotografii wiem, że było to bardzo dawno. Ale coś jeszcze zapadło w kruchej pamięci. Po peronie spacerowała wystrojona w stylowy kapelusz przesadnie wymakijażowana dama, oferująca napoje, które z oczywistych względów mogą być promowane z przymrużeniem oka, jak niegdyś „Łódka Bols” i piwo bezalkoholowe. Z charakterystycznym zaśpiewem wabiła spragnionych: He-re-ba-ta-go-rą-ca! He-re-ba-ta!!! Konsumentów nie brakowało. Nad całym procederem dyskretny nadzór sprawowali funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. Moja mądra mama szybko wywnioskowała, jaka to herbatka kryje się w termosie peerelowskiej bizneswoman. Po czym? Po zapachu i czerwonych nosach Sokistów.

chodzacareklama

W okresie wyborów na ulice wylegają przeróżnej maści akwizytorzy, to kandydaci na polityków. Potężna chmara obiecywaczy wszystkiego dla wszystkich, którzy za cenę kompromitacji chcą wykonać skok na kasę podatnika. Jednak nie o wybrańcach dzisiaj będzie, a o mecenasach i ich naganiaczach rozdających trotuarowe zachęty.

Gadżetem z radością przeze mnie przyjmowanym jest tak zwana „gazeta bezpłatna”, taka sama w jakiej publikuję swoje teksty. Zawsze mnie zaciekawia, co za taką darmówką się kryje. Jakie lobby, czyje interesy, promocja kogo lub czego? Bo nie czarujmy się. Jeśli coś jest za darmo to z punktu widzenia prostego człowieka musi być podejrzane. Z pewnością chodzi o jakieś pieniądze, kasiorkę, którą od „obdarowanych” można wyciągnąć. Biorąc do ręki gazetę bezpłatną chcę się dowiedzieć, kto w niej pisuje i w czym jest do mnie podobny.

O sobie mogę powiedzieć tyle, że godząc się na druk, poza współczuciem dla potencjalnych czytelników, na uwadze nie mam nikogo. Koncentruję się wyłącznie na potrzebach kompulsywnych, czyli na grafomanii, której uprawianie dosyć skutecznie ratuje od niebezpiecznych przechyłów, jak choćby pijaństwo i inne draństwo. Pisanie to imperatyw przymusowy za który nikt mi nie płaci. Ani Stefański, ani Huczyński. I to jest mój chwyt reklamowy oraz zachęta do nieustawania.

Niedawno w Lublinie zostałem obdarowany darmową gazetką, której nakład wynosi – bagatela – 60100 egz. Tytuł jej brzmi niezwykle zachęcająco: ”Dobry Znak”. Lektura przynosi wiele zaskoczeń. Dwutygodnik wychodzi w Wołominie i tam też mieści się jego redakcja. Cóż, Wołomin miasteczko legendarne, każdemu kojarzy się z tym z czym się kojarzy. Prywatna sprawa. Gros zawartości gazety stanowi reklama wołomińskiego SKOK-u.
Mnie – lokalnego felietonistę – porusza plejada autorów publikujących w „Dobrym Znaku”. Są wśród nich poturbowani politycy i niektórych wymienię w imię solidaryzmu z ludźmi piszącymi. Pisze tam Artur Zawisza (ZChN, PiS, Libertas) – szerzej znany z kwestii wygłoszonej w sejmie poprzedniej kadencji pod adresem posłów lewicy: „Małczat’ sobaki!”. Drugim orłem, który zapikował nad Himalajami literatury felietonem o urokach nurkowania jest Jan Maria Jackowski (ZChN, AWS), ten sam, który ongiś przemawiał z sejmowej mównicy będąc pod wpływem częstochowskiej herbatki.

promocja

Autentyczną ozdobą „Dobrego Znaku” jest nadzieja polskiej felietonistyki, autor niezwykle płodny JE Janusz Korwin-Mikke – pan z muszką, niewypłoszony pretendent do najwyższych zaszczytów państwowych. Polityczny jajcarz, który „zlustrował” pośmiertnie Ryszarda Kapuścińskiego. Jeszcze ze czterdzieści lat poterminuje w fachu felietonisty i już będzie mógł strzepywać z butów Cesarza Reportażu podróżny pył.

Co wymienionych autorów łączy? – zapytam. Wspólnota intelektualna? – dopytam. Mnie nic z nikim nie wiąże – odpowiem nie pytany. Nakład „Panoramy Powiatu Brzeskiego” jest taki sobie i co najważniejsze: ten darmowy tygodnik ukazuje się w Brzegu nad Odrą.

Leszek Tomczuk

tomczuk na pasku