piątek, 19 kwietnia 2024
adam_boberskiŻyjemy w czasach podejrzliwości dotyczącej homoseksualizmu. Podejrzewamy wszystkich, nie wyłączając siebie, nawet jeśli nie podejrzewamy. Boimy się własnego cienia. Oczywiście, jakiś dewiacyjny cień wlecze się ciągle za człowiekiem


Felieton dygresyjny z cyklu: PAN IRONIA

Czytając taką książkę, człowiek się cieszy z własnej znikomości, dzięki której nikt nie napisze o nim biografii. Nikt - oznacza tutaj przede wszystkim, że nie napisze jej Jan Zieliński, autor biografii Juliusza Słowackiego pt. SzatAnioł. SzatAnioł to książka pełna zalet. Zalet, o których nie powiem w tym felietonie ani słowa. Będę złośliwy, niesprawiedliwy i małostkowy.

Na spotkaniu autorskim z panem Zielińskim w Opolu Tomasz Różycki zapytał o tę „kontrowersyjną" - jak się wyraził - kwestię. Mianowicie o „przypuszczalny" (takiego określenia użył wydawca na IV stronie okładki), „domniemany" (takim zaś słowem posłużył się na spotkaniu autor biografii) homoseksualizm wieszcza. Ciekawe, co wydawca książki i pan Zieliński rozumieją przez homoseksualizm „przypuszczalny" i „domniemany"? Jeśli jest on tylko „przypuszczalny", tylko „domniemany", a nie pewny, to po jaką cholerę o nim w ogóle pisać?! Po to, żeby więcej książek sprzedać, bo to modny temat? Gdyby chodziło o sprawę obojętną, jak upodobanie do takiego czy innego koloru, takiej czy innej potrawy, można by przypuszczać i domniemywać, ile dusza zapragnie. Ale homoseksualizm nie jest sprawą aż tak obojętną. Nie są sprawą obojętną, szczególnie dla kogoś nie będącego homo, czyjeś przypuszczenia i domniemania, że jest on homo. Dla Słowackiego jest to obojętne o tyle, że nie żyje, a jego doczesne szczątki spoczywają w miejscu najgodniejszym z możliwych - na Wawelu, obok Mickiewicza, Piłsudskiego i królów. Gdyby jednak Jul ożył, mógłby się nieco wkurzyć. Ja na jego miejscu wkurzyłbym się bardzo. Zastanawiające, jakie znaczenie kwestia orientacji seksualnej ma dla pana Zielińskiego jako biografa. Na spotkaniu autorskim wspomniał, że jego książka została entuzjastycznie przyjęta przez środowisko polskich gejów. Uczciwie też przyznał, że podzieliła ona badaczy życia i twórczości Słowackiego: jedni popierają jego pogląd na seksualność wieszcza, inni są temu poglądowi zdecydowanie przeciwni. Następnie pan Zieliński wyznał, że jego domysły wzięły się z podejrzliwej lektury listów Słowackiego do matki. I cóż w nich podejrzliwy pan Zieliński wyczytał? (Przy czym jego podejrzliwość jest, bez wątpienia, akceptująca.) Że mianowicie Słowacki szalał jednej nocy z pewną Angielką, ale to nie była żadna Angielka, w przekonaniu pana Zielińskiego, tylko Anglik - syn nie napisał całej prawdy, bo nie chciał martwić matki, tak przynajmniej twierdzi pan Zieliński. Że pewien szwajcarski malarz, z którym razem zwiedzali Alpy, to był, ni mniej ni więcej, Słowackiego kochanek. Mało tego, mało było panu Zielińskiemu ugejowić Juliusza - doszukał się nasz wnikliwy badacz homoerotycznych wyznań w przedmowach do Balladyny i Lilli Wenedy, których adresatem jest nie kto inny jak Zygmunt Krasiński, trzeci wieszcz. A więc 2 : 1 dla homo, ostał nam się jeno hetero Mickiewicz. A to się wojujący geje cieszą! Nie chce mi się rozwijać tematu, proszę mi wierzyć albo nie, albo proszę to sprawdzić - nikt przy zdrowych zmysłach, moim zdaniem, nie doszukałby się treści homoseksualnych tam, gdzie pan Zieliński je znalazł. Jego wnioski, domysły to jakaś aberracja. Aberracja wpisana w szerszy kontekst.

or._slowackiego

Żyjemy w czasach podejrzliwości dotyczącej homoseksualizmu. Podejrzewamy wszystkich, nie wyłączając siebie, nawet jeśli nie podejrzewamy. Boimy się własnego cienia. Oczywiście, jakiś dewiacyjny cień wlecze się ciągle za człowiekiem, bo tak Boziek jego naturę spaprał. Skoro istnieją geje, to znaczy, że homoseksualizm tkwi w naturze ludzkiej. Homoseksualizm istnieje, ponieważ jest możliwy. Boziek spaprał zresztą całe dzieło. Sam na własne oczy, dzieckiem wiejskim będąc, widziałem kaczora pederastę, który deptał młode kaczorki, biorąc je najprawdopodobniej omyłkowo za samice swego gatunku. Człowiek nie jest odosobniony, jest tylko uświadomiony. Jego dewiacje są dewiacjami zewnętrznej wobec niego natury. Świat jest nienormalny. Na taki świat człowiek jest skazany. Boziek stworzył ten świat razem z dewiacjami. Boziek stworzył gejów. Wolna wola nie ma tu nic do rzeczy. Geje są Jego najukochańszymi dziećmi.

Podejrzliwość w naszych czasach osiągnęła taki poziom, że należałoby unikać męskiego towarzystwa, aby nie dawać do podejrzeń najmniejszych powodów - a pewnie tym właśnie zwrócilibyśmy na siebie podejrzliwą uwagę. Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że homoseksualizm jest nieszkodliwy społecznie. Otóż jest szkodliwy społecznie, nie w takim stopniu jak pedofilia, ale jest. Psuje relacje międzyludzkie. I musi psuć. A im więcej się o nim mówi, pisze, filmów kręci, doprowadzając do inflacji tego najpoważniejszego z najmniej poważnych tematów, tym bardziej psuje on międzyludzkie relacje. Niech bracia geje raczą to zrozumieć, ale homoseksualizm wywołuje wstręt i ten wstręt jest normalny, i tylko wstręt powstrzymuje przed pójściem w ich ślady.

Na spotkaniu z panem Zielińskim była grupa młodzieży szkolnej. Zapewne wyszli jeszcze bardziej utwierdzeni w pogardzie dla literatury, w przekonaniu, że literatura to są jakieś gejowskie sprawki. Negatywne stereotypy jak chwasty, nie potrzebują wiele do wzrostu, nie trzeba ich pielęgnować, a krzewią się najbujniej. Smutne, że do propagandy homoseksualnej przykładają się również niektórzy intelektualiści.

W trakcie spotkania z panem Zielińskim nie zabrałem głosu, siedząc skromnie, w ostatnim rzędzie, w kąciku, tam, gdzie moja pycha czuje się najlepiej. Następnie z egzemplarzem książki w ręku grzecznie ustawiłem się w kolejce po dedykację. Po wpisaniu dedykacji pan Zieliński spojrzał na mnie... jakoś tak... Jezus, Maria, chyba zacząłem być podejrzliwy!

Adam Boberski
adam.boberski@aol.pl

boberski na pasku