wtorek, 23 kwietnia 2024

wodaW epicentrum szalejącej pandemii powstał wiosną tego roku Europejski Zielony Ład, który ma obejmować lata 2021-2027. Ma on zwalczać zmiany klimatyczne, nierówności oraz uczynić z Europy silnego, międzynarodowego gracza. Ciekawostką jest to, że w tych opresyjnych warunkach powstały budżety, które są bardziej transformacyjne, niż gdyby były bez zjawiska pandemii. Widmo rozpadu wspólnego rynku, jakim jest Unia sprawiło, że kraje widzą sens we wspólnym działaniu z myślą o ochronie przyszłości obywateli krajów Europy.

Europejski Zielony Ład to przede wszystkim strategia odpowiadająca na troski wszystkich państw Europy dotyczące zmian klimatu, które mają charakter absolutnie priorytetowy. Jednym z obszarów działań jest oszczędność w zakresie gospodarowania zasobami wody pitnej. Zwracamy się z pytaniami, które mogą się nasuwać do głowy przeciętnego Kowalskiego i kierujemy je do ekspertki w tym zakresie, Hanny Marlière. Nasz rząd raczej nie widzi potrzeby zmian zgodnych z kierunkiem wyznaczonym przez Brukselę.

 

Żaneta Geltz: Czy mamy się już czym martwić, jeśli chodzi o poziom wody w Polsce?

Hanna Marlière: Oczywiście. I to nie „już”, gdyż problem pustynnienia regularnie pojawia się w opracowaniach naukowych od kilkudziesięciu lat! Niestety, dotychczas był bagatelizowany, pomimo wyraźnych znaków, że problem ten narasta i prowadzi do nieodwracalnych zmian.

 

Co takiego stało się na przestrzeni ostatnich 4-5 dekad, że teraz „nagle” mamy problem?

Problemu nie mamy „nagle”. Nagle zaczęliśmy się nim poważniej interesować, bo wprowadzono międzynarodowe programy, w tym związane z konsekwencjami finansowymi. Nadal jednak nie reagujemy tak, jak powinniśmy. Nawet, jeśli każdy z nas będzie maksymalnie oszczędzać wodę w życiu codziennym, a do globalnych zmian klimatu nie dostosuje się przemysł, i jeśli nie zrezygnujemy z kopalni odkrywkowych, i jednocześnie nie ograniczymy spożycia mięsa, to staniemy przed ogromnym problemem, który pojawi się w wielu gałęziach gospodarki. Najbardziej ucierpi rolnictwo, a wraz z nim – konsumenci. Bo żywność będzie droższa.

 

Jak Pani sądzi, kto zaniedbał tę sprawę?

Tu sprawa nie jest 0-1. Nie sądzę, aby udało się wskazać konkretne nazwisko. Problem ma charakter strukturalny i na tym poziomie główną rolę odgrywają rządzący na szczeblu krajowym, a dalej regionalnym. Od lat brakuje realnego planu walki z suszą, transformacji wodochłonnych gałęzi przemysłu, należytej dbałości o środowisko w zakresie odtwarzania mokradeł i obszarów naturalnej retencji.

 

Ile zużywamy wody rocznie, jeśli chodzi o jednego człowieka, lub jedno gospodarstwo domowe? Czy różnimy się od Europejczyków? Albo od mieszkańców innych kontynentów?

Z danych GUS wynika, że w ciągu doby zużywamy około 100 litrów na osobę, czyli mniej niż kraje takie jak Niemcy (123 l), Wielka Brytania (167 l) czy Holandia (132 l). Kraje południa Europy zużywają jej jeszcze więcej, a Amerykanie nawet ponad 300 l. Czyli u nas nie jest tak źle. Z tym, że nasze zasoby wody słodkiej są podobne (w ujęciu ilościowym) do zasobów Egiptu, nie starajmy się zatem „gonić” naszych sąsiadów!

 

Czy nasze zapotrzebowanie na wodę raczej rośnie, czy maleje?

I tu znowu powinniśmy spojrzeć na aspekt wody w 2 perspektywach – z perspektywy konsumenta i przemysłu. Zużycie wody przez przeciętnego Kowalskiego raczej w perspektywie wieloletniej – spada.

Nadal jednak ogromne wyzwania stoją przed przemysłem – wiele gałęzi niezmiernie oddziałuje na zasoby wodne nie tylko w zakresie ilościowym, ale również jakościowym. Wspomniane wyżej górnictwo odkrywkowe, energetyka, przemysł spożywczy czy intensywna hodowla zwierząt, to branże, których oddziaływanie jest najbardziej negatywne.

 

Problem wydaje się dziwny dla przeciętnego człowieka, bo przecież jest tyle wody na ziemi?

Ale to woda słona, niezdatna do picia. Zasoby wody pitnej kurczą się w szybkim tempie. Mamy też problem z wodą krążącą w ekosystemie – globalne zmiany klimatu prowadzą do zaburzeń cykli, co możemy od kilku lat obserwować w Polsce: nie mamy już śnieżnych zim, mokrej wiosny i letnich deszczy. Częściej pojawiają się zjawiska ekstremalne, takie jak: burze, ulewy, powodzie, a z drugiej strony – susze.

 

Czy to prawda, że są regiony na świecie, gdzie dzieci nie mają dostępu do wody pitnej? Jak możemy pomóc?

Oczywiście, że to prawda. Jednym z takich krajów jest Sudan Południowy. Ale z problemem boryka się wiele krajów Afryki subsaharyjskiej. Przedłużające się okresy długotrwałych susz powodują klęskę głodu w tych regionach. Dzisiejszy kryzys migracyjny – trzeba to podkreślić z pełną odpowiedzialnością – jest w dużej mierze spowodowany walką o zasoby, w tym o wodę.

Najlepsza pomoc to ta, która trafia bezpośrednio do odbiorcy. Najlepiej pomagać zatem organizacjom pozarządowym, które realizują w miejscach dotkniętych klęską suszy programy pomocowe. One wiedzą najlepiej jak pomagać.

 

Które regiony w Europie i w Polsce muszą już teraz przedsięwziąć kroki „ratunkowe”, by zapewnić wodę pitną dla mieszkańców? Co powinny robić samorządy lokalne?

Wszystkie, choć nie wszystkie w takim samym zakresie. Woda jest zasobem globalnym i należy o nią dbać strategicznie. Technika idzie nam z pomocą i wody pitnej raczej nie zabraknie, ale możemy spodziewać się, że będzie droga. Braki wody najbardziej dotkliwe dla konsumenta wynikać będą z suszy w rolnictwie.

 

Dbanie o rolnictwo, to:

 

  • rozsądne melioracje,
  • retencja, w tym retencja glebowa,
  • podnoszenie poziomu materii organicznej w glebie,
  • zachowanie miedz, oczek wodnych, zarośli śródpolnych, które ograniczają erozję czy parowanie.

 

Samorządy powinny w pierwszej kolejności odstąpić od „betonozy”, z którą nadal mamy powszechnie do czynienia oraz:

 

  • zakładać tereny zielone,
  • aranżować ogrody deszczowe,
  • naturalizować rzeki,
  • utrzymywać tereny naturalnej zieleni.

 

To działania w zasięgu ręki każdego włodarza.

 

Czym może skończyć się kupowanie wody od krajów lepiej zorganizowanych pod względem zasobów?

 

Na pewno skończy się wyższymi cenami wody, bo nawet jeśli nie trzeba będzie jej sprowadzać, to koszty poboru i uzdatniania będą rosły.

 

Co może zrobić każdy z nas, aby ten problem rozwiązać, albo jego ryzyko zredukować. Jakie są Pani porady jako eksperta?

 

Oto najważniejsze kroki:

 

  • Podstawą jest żyć codziennie w oparciu o motto „myśl globalnie, działaj lokalnie”. Każdy nasz wybór ma związek z wodą.
  • Musimy kupować mniej, ale mądrzej – jednym z najbardziej zanieczyszczających przemysłów jest przemysł tekstylny. Zastanówmy się, czy potrzebujemy kolejny fatałaszek, który po 3 praniach będzie do wyrzucenia, a jego produkcja kosztowała tysiące litrów wody! Wie Pani, że plantacje bawełny spowodowały w ciągu kilkudziesięciu lat wyschnięcie Morza Aralskiego? Było morze – nie ma morza. Trudno to sobie wyobrazić, prawda? A my tak chętnie tę bawełnę nosimy…
  • Ważne działanie, które może praktykować każdy z nas, to ograniczanie spożycia mięsa.
  • I na kolejnym miejscu wskazałabym „dbaj o zieleń”, ale w mądry sposób. Tu nie chodzi tylko o zakładanie rabatki czy trawniczka, ale też o to, żeby go na siłę nie przerabiać na pole golfowe. Jak urośnie trochę koniczyny czy rdestu, też będzie zielono! Zmieńmy kanon „piękna”, przestańmy walczyć z naturą!

 

źródło: Hipoalergiczni
foto: Pexels

 

Hanna MarliereHanna Marlière – Prezes Zarządu Green Management Group Sp. z o.o. Specjalistka z zakresu ochrony środowiska i gospodarki odpadami. Od 10 lat związana z branżą gospodarki komunalnej. Aktywnie uczestniczy w debacie publicznej nt. krajowego i europejskiego prawa, konsultantka krajowych i międzynarodowych organizacji branżowych. Autorka licznych publikacji w prasie branżowej, prelegentka branżowa, doradca środowiskowy oraz koordynator projektów dla podmiotów publicznych, prywatnych i organizacji w zakresie transformacji w kierunku GOZ. Członkini Rady Fundacji Pro Terra. Absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Logo warszawska izba gosp

 

wywiady na pasku