czwartek, 28 marca 2024

macedonia introMacedonia była przedostatnią perłą w koronie Bałkanów, której bliżej nie poznałem. W większości państw b. Jugosławii byłem po wielokroć. Zostało jeszcze Kosowo z Prisztiną. Czy zdążę tam dotrzeć? Nie wiem...

 

Trudno pisać o krainie, która tak naprawdę jest państwem kieszonkowym i mogłaby się obrazić, kiedy ktoś ją nazwie zdrobniale - kraikiem. Posiada jednak potężny atut: skarb w postaci wspaniałej przyrody. Macedonia to potencjał o liczbie niewiele ponad 2 mln mieszkańców, czyli nasza Warszawa wraz z ludnością koczowniczą bez stałego meldunku. Z drugiej strony z Macedonii nie wypada się naigrywać, chociażby dlatego, że w świecie z powodzeniem funkcjonują równie małe byty, jak Singapur, Monaco czy księstwo Lichtenstein, które zajmują jeszcze mniej przestrzeni. Ich wielkość o niczym nie przesądza, wielu z nas chciałoby tam zamieszkać i posiadać pełnię praw obywatelskich. Może kiedyś przyjdzie moda na Macedonię?

Uwzględniając walory przyrodnicze, Macedonia pod wieloma względami wymienione zakątki dystansuje, a w korzystniejszej konfiguracji geopolitycznej mógałby wpędzić w kompleksy. Bo to oszałamiająco piękna ziemia: zniewalająca i momentami powalająca na kolana. Kto do Macedonii raz się zapuści, z pewnością zechce powrócić. Jeśli ktoś potrafi wyobrazić przepastne lasy, niezgłębione wąwozy, niebotyczne szczyty z czapami śniegu i - nagle! - ujrzy ich odbicie w zwierciadle Jeziora Ochrydzkiego, niechybnie staje się niewolnikiem macedońskiej urody. Wspomniane jezioro, obok buriackiego Bajkału, śmiało może uchodzić za „drugie oko” Ziemi. Tym stwierdzeniem niewiele ryzykuję, dane mi było zachwycić się lazurem obu akwenów, a teraz dostrzegam ich bliźniaczość.

 

ochryd lustro

 

Dramat skrawka Europy, jakim jest Macedonia, zasadza się w usytuowaniu geograficznym. Wedle Stasiukowego oglądu mamy do czynienia z Europą zmarginalizowaną, dziejowo pogubioną, przez to gorszą i jakby niechcianą. Od zawsze targaną konfliktami etnicznymi. Kto jak kto, ale literat Andrzej Stasiuk spenetrował Bałkany dość dokładnie i na kartach swojej prozy rozwałkował tamtejszą duszę. Stasiuk lokalsów nie żałuje. W «Dzienniku pisanym później» czytamy: Mam nieczyste sumienie, ilekroć przekraczam Drawę albo Dunaj. Gdy jadę w tamtą stronę, czuję się tak, jakbym się zakradał. Gdy wracam - tak, jakbym umykał. Mam idiotyczne poczucie winy, jakby tamtym stronom coś się ode mnie należało. Tymczasem pociąga mnie po prostu bałkański rozkład i próbuję opisać to przejmujące uczucie. Ale nie należy im się nic (str. 106).

Byłbym niesprawiedliwy, gdybym u Stasiuka nie dostrzegł choćby krztyny empatii, już w kolejnym akapicie znajdujemy próbę usprawiedliwienia: Bo w końcu jednak trzeba było mieć trochę nekrofilii we krwi, by puścić z dymem kawał własnego półwyspu. Coś było na rzeczy z tym całopaleniem kraju (str. 107).

 

Macedonia koncentruje wszystkie żywioły bałkańskiego kotła, i jakby tego było mało: ma gigantyczny problem z tożsamością. No bo co to za państwo, które nie do końca wie, jak powinno się nazywać?
Sąsiad z południa - Grecja - nazwy «Macedonia» do wiadomości nie przyjmuje. Dla przeciętnego mieszkańca Hellady wizyta, czy sam tranzyt poprzez sporne terytorium, wiąże się ze swoistą traumą. Dumny Grek nie powie, że jedzie do Macedonii, dla niego to... Skopje, choć to nazwa stolicy. Dzisiejsza Republika Macedonii, w imię łagodzenia stosunków z ambitnym sąsiadem, częściowo godzi się na wymuszoną przez silniejszą państwowość nazwę, która brzmi dość dziwacznie: BJRM (Była Jugosławiańska Republika Macedonii; ang. Former Yugoslav Republic of Macedonia - FYROM). Do zgody wciąż daleko, bowiem Grecy są mocno związani z „zawłaszczoną” nazwą, i trudno się dziwić, przecież największym regionem północnej Grecji jest Macedonia-Tracja, terytorium graniczące właśnie z Macedonią. Rozprawiając się z uzurpacyjnym nazewnictwem najlepiej by było, gdyby Macedończycy zjednoczyli się z Grecją celem scalenia historycznej krainy pod wspólną, pradawną nazwą. Czy to możliwe? Myślę że watpię, na dziś to pomysł wielce naiwny. Ambitni (z uwypukleniem: bitni) politycy nie dadzą sobie wydrzeć władzy.

W Unii Europejskiej nie ma zgodności co do nazwy Macedonii. Polska wciąż używa tej „niesłusznej”, kiedy tzw. stare kraje Unii przystają na FYROM. Starą Europę wraz z odosobnioną Łotwą wspierają: Grenlandia, Meksyk, RPA, Australia z Nową Zelandią i Gujana Francuska. Wiele państw nie zajęło stanowiska w sporze, a większość krajów świata (na czele z Polską i wschodnią częścią UE) nazwę Macedonia szanuje. Kto wie, może dlatego Macedończycy darzą Polaków sympatią? Ale takie tłumaczenie jest zwodnicze, to raczej półprawda. Nasza nacja na Bałkanach wszędzie jest przyjmowana dobrze, nie wyłączając prześcigających się w gościnności Albańczyków, mimo że ci ostatni, w tym rejonie uchodzą za zło wcielone. Szacunek okazywany Polakom to osobiste doświadczenie. Jeśli ktoś ma inne przeżycia - nie ponoszę za to odpowiedzialności. Zastanawiając się nad bałkańską sympatią jestem nieco skołowany: dlaczego tacy mili ludzie wzajemnie się nienawidzą?

Stolica Macedonii zadziwia i trochę przeraża, zwłaszcza w warstwie estetycznej, co wynika z realizacji śmiałego projektu «Skopje 2014», przedsięwzięcia wycenionego na 500 milionów euro. Rozmach architektoniczny ma miasto unowocześnić i podnieść jego walory turystyczne.

 

skopje2014

skopje panorama

 

Nie silę się na kategoryczny osąd, bowiem wielu ludziom przebudowa się podoba, osobiście jednak uważam, że Macedończycy swoją stolicę krzywdzą. Miasto w szybkim tempie traci koloryt „drugiego” Stambułu, co - w mojej ocenie - przesądza o jego atrakcyjności. Ślady wpływów tureckich (greckich, bułgarskich, serbskich i ostatki socrealizmu) znikają na rzecz neoklasycznego koszmaru z niewyobrażalną ilością pomników. W Skopju zapanowała jakaś szalona pomnikomania. Jeśli do tego dołożymy łuk triumfalny wybudowany na paryską modłę, możemy nie wyjść z poznawczego szoku.

Skopjańska ulica szepcze, że w kraju bieda, brakuje pieniędzy na łatanie dziur w drogach, śmieci walają się gdzie popadnie, a Skopje zamienia się w operetkową metropolię. Przewodnik z polskimi korzeniami parokrotnie kwituje, że w sumie się cieszy, bo ma po czym oprowadzać turystów.
Miasto zlokalizowane z dolinie rzeki Wardar można bezgranicznie kochać i beznamiętnie nienawidzić, no bo w skrajnych emocjach trudno odczuwać coś, co jest pośrodku. O tym mieście się pisze: Mały Stambuł. Małe Vegas. Nasze Skopje.

Miasto prawie całkowicie zniszczone przez katastrofalne trzęsienie ziemi w roku 1963, wciąż się buduje a końca robót nie widać, stąd wszechobecne niedokończenie.
Skopje jest kolebką Matki Teresy, jednej z najsłynniejszch laureatek Pokojowej Nagrody Nobla - Agnese Gonxhe Bojaxhiu, znanej światu jako Matka Teresa z Kalkuty.

 

matka teresa

 

Słynna zakonnica była Albanką, dlatego w Tiranie ma swój pomnik i jej imieniem nazwano tamtejsze lotnisko.

Macedończycy z kolei mają Skopje Alexander the Great Airport. Budując narodową tożsamość państwa, które jako suwerenny byt istnieje niewiele ponad dwie dekady, na każdym kroku odwołują się do Aleksandra Wielkiego, co oczywiście burzy grecką krew. Przypieczętowaniem miało być wystawienie 22 metrowego pomnika z brązu przedstawiającego „Wojownika na koniu”, który góruje na Placu Macedonia w samym sercu miasta. Dlaczego nie nazwano pomnika wprost? Być może nie chciano bardziej drażnić Greków. Podobny monument, choć w dużo skromniejszej skali, znajdziemy w stolicy Macedonii-Tracji czyli w Salonikach.
Na „Wojowniku na koniu” nie poprzestano. Centralne miejsca Skopja upstrzono ogromnymi monumentami Justyniana I i Filipa II (ojciec Aleksandra Wielkiego), pomnikami, pomniczkami i okropnymi figurami różnorakich postaci antycznych i współczesnych oraz całkowicie wydumanych, a częstokroć groteskowych. Kto wie, może w pomnikowym tłumie znajdziemy również żyjących polityków?

 

pomnikomania Fotor Collage

pomnikomania2 Fotor Collage

 

Dzisiejsza Macedonia pogrąża się w chaosie. Zmierzając do Polski napotkaliśmy wojskową kolumnę kierującą się do Kumanowa, gdzie rozegrały się krwawe zamieszki z 22 zabitymi osobami. Nikt nie przyznaje się do sprowokowania zajść. Najbardziej podejrzane są elity rządzące, które chcąc zatuszować korupcję na najwyższych szczeblach, fatalną sytuację ekonomiczną i złe rządzenie, budzą wojenne demony, nękają obywateli inwigilacją i prześladowaniami.
Ostatnio w Skopju wyrosły przeciwstawne sobie namiotowe miasteczka w których koczują protestujący za i przeciw rządom premiera Nikoły Gruewskiego. Opozycjoniści twierdzą, że to najliczniejsze i zarazem historyczne, bo po raz pierwszy multietniczne, protesty. Albańczycy stanęli ramię w ramię z Macedończykami, wznosząc okrzyki: Gruewski musi odejść!

Co z tego wyniknie - nikt nie wie.

***

Biedronka po macedońsku nazywa się pięknie: bubamara, lecz sieci takich dyskontów tam nie uświadczysz, dlatego pora wracać do kraju. Choć powrót boli, bo wyśmienitego wina T'ga za Jug (tęsknota za południem) ani lozovej rakiji, pędzonej na winoroślach wygrzanych w macedońskim słońcu, w Polsce nie kupimy.

Polskę Macedończycy kojarzą z naszą małą kinematografią, kolejne pokolenia rosły przy Misiu Uszatku, Bolku i Lolku oraz Reksiu. Czterech pancernych i psa ani Stawki większej niż życie - kultowych seriali w większości demoludów i Mongolii - nikt tam nie zna. Swoich filmów partyzanckich mieli zatrzęsienie i nasza „wojenna poetyka” ich nie porusza.

W Macedonii króluje tzw. złota polska trójka:
1. Polski Fiat (maluch)
2. Wyborowa
3. Piękne Polki
Dopiero na czwartym miejscu - papież Polak, co w żywiole muzułmańsko-prawosławnym jest wyróżnieniem.

 

Bez próby rozwikłania narodowościowych zapętleń, które tworzą kulturowy tygiel, szczerze Bałkany polecam. Nieskrywana wobec nas sympatia stanowi jeden z imperatywów, które przesądzają o wyborze turystycznych destynacji. Miło gościć tam, gdzie człowieka lubią i szanują. Legendarna gościnność w otoczeniu dziewiczej przyrody, plus oryginalna kuchnia, to wypróbowana marka Bałkanów. Byleby tylko panował pokój.

 

reportaze na pasku