środa, 01 maja 2024
typowy nie-kubanczykSzukając informacji podróżniczych łatwo natrafić na magazyn Traveler, ukazujący się pod szyldem National Geographic Polska. W jednym z wydań roku 2008 znaleźć można tekst zatytułowany Kuba - podróż życia, który na okładce zareklamowano: Kuba najlepsza na zimową depresję. Anna Siwek napisała naprawdę porządny reportaż.
Ludzie wybierający się na Karaiby powinni go sobie przyswoić obowiązkowo. Niestety, byłem leniwy i dopiero na wyspie dowiedziałem się, że taki materiał opublikowano. 
 
W Hawanie na Placu Katedralnym rezyduje człowiek, który ze jedno peso chętnie pozuje do zdjęć z turystami. Należy przyznać, że model wyróżnia się z grupki jemu podobnych, zarabiających w ten sam sposób na kubański chleb. Zaskakuje, bo jest najmniej kubański spośród pozostałych. Nie nosi uniformu model Che Guevara, na niczym nie bębni, nie usiłuje śpiewać Guantanamery ani tańczyć salsy. Nawet nie epatuje rewolucyjną symboliką za którą na Kubę ciągną turyści z całego świata. Osobnicza oryginalność to siwe, wyjątkowo krzaczaste bokobrody (á la cesarz Franciszek Józef I, któremu właśnie zmarł fryzjer) i nic więcej. Klimatycznym gadżetem może być monstrualne cygaro, mocno już oślinione, od biedy mogące robić za egzotyczny rekwizyt gwarantujący odjazdową fotkę.
Trudno zatem się dziwić, że większym wzięciem cieszy się konkurencja ucharakteryzowana na "typowych" Kubańczyków: sobowtóry El Comandante, bezzębne prostytutki, klony Hemingwaya, że nie wspomnę o ulicznych grajkach, tancerzach i prestidigitatorach.
Specjalnie nie zdziwiłem się że ktoś tak mało kubański żyje z turystów. Cóż, każdy orze jak może, widocznie człowiek nie załapał się do polityki i nie dane było mu robienie kariery w Komitecie Obrony Rewolucji (Comites de Defensa de la Revolucion). W modelu dostrzegłem coś swojskiego, był nachalny jak ten radny z prowincjonalnego miasteczka. Dlaczego? W końcu zaprzedał się i z ceną zszedł poniżej opłacalności strojenia min do obiektywu. Po siedemnastym muchas gracias zorientował się, że ma do czynienia z Polakiem i sięgnął po tajną broń. Zza pazuchy wyjął sfatygowany numer Travelera (6/2008) z własną... podobizną na okładce. Bez wstydu przyznaję: uwiódł mnie! Takiej okazji przepuścić nie mogłem! Odżałowałem zachomikowanego dolca i oryginała sfotografowałem. Oto efekt.
 
 
nie-kubanczyk

 

Teraz mam same dylematy. Na zasadzie jakiego klucza ów nie-Kubańczyk, a przecież zwyczajny przebieraniec, wylądował na okładce prestiżowego wydawnictwa? Gdybym nie był leniem i dokopał się do Kuby najlepszej na zimową depresję miałbym ogromne pretensje do autorki za reporterską profanację. Naprawdę świetna relacja (TUTAJ) w zestawianiu z inkryminowaną okładką to - oj, niestety - poznawczy dysonans. Koronny dowód, jak prasa potrafi zbałamucić. Nam, w zimnym Brzegu, też próbują osładzać wizerunek pewnego bufona, który ze słodyczą już dawno nie ma nic wspólnego i napompowuje się niczym Zeppelin. Twarze wyspiarzy są przeróżne, ale za kubańskiego Pana Boga nie potrafię uwierzyć, że gwiazda Travelera to wypisz-wymaluj Kubańczyk. Przyjrzyjmy się poniższym obliczom.

 

oblicza_kuby
 
Nawet tak różnorodne typy ludzkie nie do końca oddają klimat Kuby. Nie miałbym odwagi wskazać kogokolwiek, jako najbardziej reprezentatywnego. Redaktorom National Geographic gratuluję fantazji, że tak "niekubański" model im przypasował. Zachodzę teraz w głowę, dlaczego ktoś taki i ile za sesję zainkasował?
 
 
 
traveler_62008Czymś trzeba koleżanki reporterki usprawiedliwić. Sądzę, że to kubańska mañana, przypadłość zaraźliwa i w jakimś sensie bardzo przyjemna. Czymże owa mañana jest? Byle do jutra..., jakoś to będzie..., po co się męczyć? Czyli: co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze.  
 

Przeciwieństwem mañany jest moje życiowe credo, które oswoiłem u wschodnich przyjaciół: Co masz wypić pojutrze wypij dzisiaj, wcześniej zaczniesz leczyć kaca. Powyższy tekst napisałem po wytrzeźwieniu, kiedy ostatnia flaszka rumu Havana Club pokazała smutne dno.
 
 
 
 
 
 
 
 



reportaze na pasku