piątek, 03 maja 2024
azerbejdzan zycieNazwa Baku to rusycyzm, w języku miejscowym piszemy bowiem Baki, a wymawiamy: Baczy. Oburzając się na niestaranność językową już o tym wspominałem, ale skoro znowuż wylądowałem w stolicy Azerbejdżanu, korzystam z okazji i temat odgrzewam. Niestety, mieszam lingwistycznym kijaszkiem w zalatującym naftą Morzu Kaspijskim. Wszyscy używają obu nazw naprzemiennie i subtelności językowe mają gdzieś. Trzeba żyć a nie tylko gadać, niechby najpoprawniej.
 
W wypucowanej stolicy, zakorkowanej luksusowymi autami, odchodzi narzekanie na niskie zarobki i emerytury. Każdy kierowca, sprzedawca i inny człowiek zatrudniony "na etacie" korzysta ze wsparcia pomagierów, z reguły: starszego i młodszego. W kraju, gdzie brakuje miejsc pracy jest to jakiś sposób na zarobkowanie. W pustawych restauracjach klient ma do dyspozycji swojego kelnera, czekającego na skinienie, najmniejszy gest wyrażający jakąś potrzebę. Uwijającemu się kelnerowi "podszeptuje" kelner starszy, a nad całością jeszcze czuwa zarządzający kelnerami. Wszystkiemu dyskretnie przygląda się właściciel lokalu. Obowiązuje cała hierarchia podległości i zależności.

Absolwenci prawa nie mogąc zdobyć zatrudnienia pracują choćby w recepcji hotelu i wykazują się wyjątkową uprzejmością. Przy pierwszym kontakcie trudno odnieść wrażenie, ażeby niespełnienie zawodowe jakoś im ciążyło. Na pytanie: Komu w stolicy się powodzi? - pada z reguły odpowiedź: Wyłącznie biznesmenom robiącym w ropie.


azerowie
 
Policja nawet w zapadłej dziurze ma do dyspozycji supernowoczesne posterunki, z zasady przeszklone, co w założeniu powinno sprzyjać transparentności jej poczynań. Warto dodać, że również mundurowi w sąsiedniej Gruzji pracują w nowiuteńkich obiektach i w przeciwieństwie do azerskich kolegów nie są podejrzewani o praktyki korupcyjne.
 
W Baku policjantów zatrzęsienie, na każdym rogu ulicy po trzech, czterech i mnóstwo w radiowozach BMW oraz na motocyklach Yamaha. Wszyscy błyskają kogutami, wyją, gwiżdżą, "monologują" przez megafony i wymachują świetlnymi pałkami.

Przejazd bulwarem nadmorskim kolumny prezydenckiej paraliżuje miasto na około pół godziny. Skuteczność służb w usuwaniu zawalidróg jest perfekcyjna. Kiedy aleja jest już całkowicie "oczyszczona" przewala się kawalkada limuzyn z szybkością, jakiej nie powstydziłby się bolid Kubicy. Zastopowani użytkownicy trąbią wówczas na całego. Po naburmuszonych minach od razu widać, że ryk klaksonów bynajmniej nie jest radosnym salutem na cześć najważniejszego Azera. Na tym tle popisy rajdowe polskich polityków, w tym piracki wygłup "podczepionego" pod R-kę pyskatego Jacusia, to chrumkanie prosiaczków. Nadużywanie klaksonów w tej części świata zasługuje na odrębne studium. Czerpiąc z naciąganej teorii i używając  skrótu myślowego, owego genialnego wytrycha, można przyjąć założenie, że dzieje się tak w przypadku społeczeństw, które bez etapu pośredniego przesiadły się z osła do mercedesa, a część tego społeczeństwa o osiołku dopiero marzy.
 
Urzędnicy urzędują w urzędach przypominających pałace. I nie ma w tym żadnej przesady. Urząd imigracyjny spełnia europejskie standardy w zakresie obsługi petentów, którym oddano do dyspozycji przyzwoitą poczekalnię. Ale na tym cywilizacyjne podobieństwo się kończy. Załatwienie czegokolwiek wymaga cierpliwości i głębokiej wiary w sens naszych starań. Wszystko rozciąga się w czasie (po to te poczekalnie?) i nie wiadomo, jak zakończy. W chwili obecnej to kraj dla turystów indywidualnych nieprzychylny. Większość obcokrajowców za wizę wjazdową płaci słono i tylko nieliczni są uprzywilejowani, choćby Japończycy, którzy nie płacą nic. Dokument wklepuje na lotnisku urzędnik ze zgodą na pobyt ledwie siedmiodniowy. To najnowszy patent bardzo ważnego ministra. Przekroczenie terminu grozi sankcją pieniężną w wysokości 300?. Przedłużenie załatwia się w "pałacu" imigracyjnym w samej stolicy, a warunki dla turysty są nieproste do spełnienia. Chcąc wrócić do Polski z Baku via Moskwa trzeba wydalić się z Azerbejdżanu, niechby do sąsiedniej Gruzji, i tam w przedstawicielstwie dyplomatycznym uzyskać kolejną wizę. Przyjemność taka kosztuje kolejne 240 zł (60?). Nic, tylko podróżować z wcześniej ustaloną marszrutą i z zabukowanymi biletami.
 
 
azerbejdzan zycie1
 
W stolicy drożyzna sakramencka i bynajmniej nie tylko Polacy ją odczuwają. Spotkałem narzekającego Kanadyjczyka oraz Niemca, którzy zdecydowali się opuścić Azerbejdżan w poszukiwaniu tańszego szczęścia. Nieco taniej bywa na prowincji, ale nie jest to zmiana mocno odczuwalna. W sklepach wszystko dostępne w cenach od kilkunastu do kilkudziesięciu procent wyższych od naszych. We wsiach nikt nie kupuje lodów toteż w firmowych zamrażarkach przechowuje się ryby i porcje mięsa. Sprzedawcy dziwią się, że ktoś szuka naturalnego jogurtu. Zdziwienie jest uzasadnione, kiedy się uświadomi, że za kubeczek takiego rarytasu trzeba wydać ok. 4 zł.
Uzgodniona cena za hotel "rośnie" w momencie płacenia. Na początku wszystko jest obiecane: ??? ? ??? ?????! Ale rzeczywistość skrzeczy. Przechodzień zapytany o punkt docelowy podaje ocierające się o prawdę odległości i kierunki. Tysiąc metrów niekiedy wydłuża się do 4 km i dlatego najlepiej dopytywać parę osób a potem wyciągnąć średnią. Podawanie wykluczających się informacji bynajmniej nie świadczy o lekceważeniu obcokrajowców. Przeciwnie, wszyscy są im bardzo pomocni, ale w tym rejonie świata ludzie pięknie się różnią toteż każdy ma rożne skale i proporcje.


azerkoncert
 
Polacy w Azerbejdżanie dobrze się kojarzą bo zapisali tam chwalebną kartę. Pamięta się o ich zasługach w budowie rożnych obiektów stolicy i dokonaniach w odkryciu "złota" Azerbejdżanu. Podczas spaceru po stolicy znalazłem boczną ulicę nazwaną "polskim" nazwiskiem: Eliasz Lambaranski. Niestety, zasług patrona nie zgłębiłem.
O Cezarego Barykę z "Przedwiośnia", którego Stefan Żeromski ulokował w "realiach" XIX-wiecznego Baku, lepiej nie pytać. Fikcja literacka marzycieli z nad Wisły nijak nie przekłada się na azerbejdżański i jest kodem nieczytelnym. Ale za to o film Czterej pancerni i pies w ogóle nie trzeba pytać. Janek, Gustlik, Grigorij, Marusia i Szarik zrobili nad Morzem Kaspijskim oszałamiającą karierę, podobnie zresztą, jak i w innych krajach wschodu, z Mongolią na czele.

Wiele podwórek ma swoich współczesnych bohaterów. Dla przykładu: w Şaki przy ulicy Czechowa (Çexov küçasi - tam nie powariowano i po odejściu Rosjan pozostawiono stare nazwy), mieszkańcy blokowiska ufundowali tablicę pamiątkową sąsiadowi Xatire Bulaginowi, który mając zaledwie 22 lata poległ na wojnie z Armenią w roku 1992 .

Azerowie są narodem honorowym i na prowincji z reguły nie narzeka się na los. Na pytanie: - Jak wam się żyje? - pada odpowiedź: - charaszo...
Ludzie otwierają się z rzadka i dopiero po bliższym poznaniu, kiedy już nabiorą ufności i nie wietrzą podstępu. W końcu przyznają, że położenie ekonomiczne zwykłego człowieka jest dramatyczne i młodzi stoją przed dylematem ułożenia życia na obczyźnie.


kaczalki
 
 
Azerbejdżan zamieszkują wspaniali, przyjaźni Polakom ludzie, którzy żyją na roponośnych terenach, ale tylko wybrani z owego bogactwa korzystają. Azerbejdżan to również wysoki Kaukaz, czyli pogranicze Europy i Azji. Tygiel różnorodności, począwszy od klimatu, a skończywszy na mentalności. Państwo na dorobku ze stolicą o ogromnym rozmachu rozwojowym, w której minarety meczetów pogubiły się pomiędzy drapaczami chmur z betonu i szkła, a w zgiełku wielkiej metropolii już trudno usłyszeć nawoływanie muezina do modlitwy.
Azerbejdżan to konglomerat orientu z nowoczesnością, ani to Europa, ani Azja. Uwzględniając trawiące kraj konflikty sąsiedzkie, będące spuścizną rządów Stalina, który pokreślił mapy Kaukazu wedle tyrańskiego widzimisię - obraz Azerbejdżanu staje się jeszcze bardziej złożony.


Azerbejdżan, 27 października 2010 r.


reportaze na pasku