czwartek, 02 maja 2024
baki resztaJeśli ktoś pragnie zobaczyć bezczynnych sprzątaczy powinien koniecznie pojechać do Baki, miasta, które małpujący po Rosjanach Polacy nazywają - Baku. Wystawne punkty stolicy, a jest ich bez liku, rzucają na kolana. Porządkiem i ładem u nas niespotykanym. Elewacji remontować nie trzeba, bo są idealne. Chodniki i rozległe place równiutkie pod poziomicę. Naokoło niepoliczalne fontanny i wodotryski. A wszystko w wielkiej akcji.
 
I w tym momencie pochylam się nad smutnym losem "trytona dmącego w muszlę", usychającego w pewnym europejskim miasteczku bez kropli wody. Jeśli dołożymy palmy i jakieś tropikalne nasadzenia uzyskujemy obraz raju. Oczywiście zdarzają się miejsca liszajowate czy zrujnowane, są jednak skrzętnie zakryte planszami z odwzorowaniem obiektów, jakie tam być może wyrosną w przyszłości. Początkowo nie czuje się, że ów blichtr jest pokazówką nie wiadomo przed kim i kto wie po co.

W stolicy Azerbejdżanu w ogóle nie spotyka się żebraków. Pewnie działają w podziemiu, bo ze swych nor wychodzą dopiero o zmierzchu, jednak mniej licznie aniżeli towarzystwo sprzed naszych supermarketów. Widok na ulicach bynajmniej nie rzadki: młodzieńcy spacerujący pod rękę, obejmujący się bez zażenowania lub ze splecionymi dłońmi. Cóż, taki obrazek bynajmniej nie szokuje, zwłaszcza po obserwacjach w Uzbekistanie, gdzie dorośli mężczyźni witają się "głębokim" pocałunkiem w usta.
 

baki reszta1
 
Baki to metropolia z uładzoną, skromną i - trzeba to przyznać - gustowną reklamą. Choć działają tam najlepsze marki światowe, szpecących ulice banerów praktycznie nie widać. W newralgicznych punktach miasta, ale i nawet w najmniejszych miejscowościach, eksponuje się za to billboardy z jednym i tym samym wizerunkiem tajemniczo uśmiechniętego śp. Gajdara Alijewa, zafrasowanego wszystkimi obywatelami ex prezydenta. To "ojciec" wszystkich Azerów i tatuś obecnego szefa państwa - Ilhaima, który urząd przejął po wyborach bardzo demokratycznych i zdaje się spłodził równie wybitnego potomka. Tak więc nadzieja na dobre rządy nigdy nie zagaśnie. Ów billboard to przykład jedynej nachalnie reklamowanej tutaj marki. Głębokie, jak Morze Kaspijskie myśli ojca i strzeliste, jak Kaukaz sentencje syna zdobią publiczne miejsca, wskazują narodowi właściwe kierunki.
 
 
n.meczet
 
 
 
Na każdym kroku eksponuje się narodowe barwy i to częstokroć równolegle z flagą Unii Europejskiej! Monumentalnych rozmiarów flagi, niebiesko-czerwono-zielone z półksiężycem i gwiazdą, górują nad wybrzeżem i targa je kaspijska bryza. Dzięki wyrafinowanej grze świateł naprawdę majestatycznie prezentują się nocą. Iluminacja Baki jest tematem samym w sobie. Każdy gzyms, stiuk bądź detal architektoniczny na najważniejszych obiektach został podświetlony. Jasności dopełnia multum lamp zlokalizowanych w kostce chodnikowej, w trawnikach i rozmaitych wodotryskach. Szum wody plus iluminacja wszystkich pomników i na kilkadziesiąt metrów szerokich schodów robią ogromne wrażenie. Potęgują potęgę władzy i ubogacają bogactwo azerbejdżańskiej ziemi i wody.
Oszołomienie przybysza ewoluuje w kierunku przeciwnym w jednym momencie, wystarczy, że ten wybędzie poza rogatki stolicy.

Już za Baki wyłania się zgoła inny świat: trzeci a może i czwarty. Ceny lekko spadają, ale wciąż biedaków zabijają. Lśniących limuzyn, których w stolicy zatrzęsienie, nagle ubywa. Pojawiają się pojazdy typu gaz, ził i kamaz oraz niezmordowane łady. Drogi przestają być idealne i nozdrza zatyka nieznośny pył. Ni stąd ni zowąd kończy się świeżość zieleni i wyrastają rachityczne krzaki.
Przyznać trzeba, że jednak sporo się buduje i towarzyszy temu krzątanina ludzi i sprzętu. Stawia się głównie na urzędy, dworce i obiekty sportowe oraz infrastrukturę drogową. Ale dogonienie stolicy nie będzie łatwe bo do zrobienia jest naprawdę bardzo wiele.
 
 
nowe_i_stareDramaturgii obrazu dopełniają pola... naftowe, tereny eksploatowane przez miejscową mafię. Całe połacie ziemi z gmatwaniną skorodowanych rur i zabałaganioną pajęczyną przewodów elektrycznych. Na całego odchodzi pompowanie ropy z ziemi. To prymitywne szyby, kiwające się niezmordowanie tak zwane "kaczałki".
W tym rozgardiaszu stoją niby jakieś budy, ale ludzi w nich nie widać. Poszczególne poletka ogrodzono byle jak, najczęściej drutem kolczastym. To obraz strasznie przygnębiający. Już widzę miny rodzimych ekologów, porażonych mordowaniem Matki Ziemi i bolejących nad całkowitą degradacją środowiska.
W tak koszmarnej okolicy występuje Yanar Dag - "Płonąca Góra" - miejsce, gdzie od tysiącleci płoną naturalne ognie, szczególnie efektowne nocą. W rzeczywistości to niepozorna skała zlokalizowana w płytkim rowie, u podnóża piaszczystego wzniesienia. Ogień wielokrotnie próbowano stłumić, ale nadaremnie.
Miejsce ma swoją legendę i mimo braku udogodnień turystycznych wciąż doń ciągną różni ludzie. Ot, choćby zabłąkani Polacy i... goście weselni, na parę minut przybyli tutaj z młodą parą na zdjęcia plenerowe przy Yanar Dag.
Na zakończenie trzeba wrócić do pełniących całodobowe dyżury bakijskich sprzątaczy, którzy dosłownie polują na pojedynczego śmiecia. Można zapytać: a co się dzieje ze stołecznymi odpadkami i gdzie się podziewają? Coż, łatwo je wszystkie odnaleźć na zabitej dechami prowincji. Tam góry nieposprzątanych odpadów i sporo opuszczonych domostw, których w ogóle nie podświetlono. Dlaczego z tym bałaganem nikt się nie rozprawia? To pytanie naiwne. Przecież nie ma kto. Wszyscy pucują Baki.


Azerbejdżan: Baki - Şaki - Kiş 10/14 października 2010 r.


reportaze na pasku