środa, 08 maja 2024

pan tadeusz 1928 fnPatriotyczne superprodukcje i mieszczańskie komedie, melodramaty z gwiazdami ówczesnej estrady i filmowe adaptacje literackiej klasyki. Oto najciekawsze polskie filmy okresu niemego.

 

 

 

 

Kadr z filmu "Pan Tadeusz", 1928, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

 

 

 

Nadwiślańskie kino okresu niemego było raczej przestrzenią biznesu niż sztuki. Raczkująca kinematografia przez wielu traktowana była z przymrużeniem oka – uważano ją za jarmarczną rozrywkę, a nie pole artystycznej ekspresji. Podczas gdy w Niemczech, Szwecji czy Francji wykluwały się już pierwsze artystyczne formacje i ważne historycznofilmowe nurty, nad Wisłą młode kino należało do biznesowych ryzykantów marzących o szybkim pomnożeniu fortuny, a merkantylne podejście do X muzy widoczne było także w filmowym repertuarze tamtego okresu.

 

 

"Meir Ezofowicz" 1911 r.

 

meir ezofowicz fn

Kadr z filmu "Meir Ezofowicz", reżyseria: Józef Ostoja-Sulnicki, 1911, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Jednym z wizjonerów raczkującego polskiego kina był wówczas Aleksander Hertz, polski Żyd, bankowiec, który w 1909 roku wraz z przyjaciółmi założył w Warszawie kinematograf Sfinks i jedną z najważniejszych polskich wytwórni filmowych tego okresu. Choć pierwotnie Hertz kierował swoje kroki w stronę reportażu i dokumentu, a jego operatorzy realizowali filmy podobne do kronik filmowych, Sfinks szybko rozszerzał swoją działalność.

Hertz chciał rozwijać swój biznes, a szukając szansy na stworzenie kasowego przeboju, zdecydował się zainwestować w filmowe adaptacje literatury. Tak zrodził się "Meir Ezofowicz", ekranizacja powieści Elizy Orzeszkowej, która w 1911 roku trafiła na kinowe ekrany. Reżyserem filmu został dziennikarz Józef Ostoja-Studnicki, ale według historycznych relacji, tak naprawdę to Hertz sam stał za kamerą i podejmował najważniejsze decyzje.

"Meir Ezofowicz", który do dziś przetrwał jedynie we fragmentach, był dla producenta owocem zimnej kalkulacji. Wybierając między ekranizacją "Pana Tadeusza" i "Meirem Ezofowiczem" Hertz postawił na tego drugiego, rozumiejąc, że tematyka żydowska, którą podejmowała Orzeszkowa, może przysporzyć filmowi większej popularności. Plan producenta zakładał, że film trafi do dystrybucji w Rosji, gdzie obejrzy go duża część żydowskiej diaspory. I choć dziś o "Meirze Ezofowiczu" pisać możemy jedynie dzięki źródłom z epoki i dziennikarskim relacjom z premiery, faktem jest, że to właśnie pierwsza adaptacja wytwórni Sfinks wyznaczyła kierunek dla innych twórców marzących o podbiciu X muzy.

 

 

"Cud nad Wisłą" 1921 r.

 

cud nad wisla fn

Kadr z filmu "Cud nad Wisłą", reżyseria: Ryszard Bolesławski, 1921, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Nastawione na komercyjny sukces i napędzane ambicją docierania do jak najszerszej publiczności polskie kino przez lata szukało gorących tematów i gatunkowych form. Zakończenie I wojny światowej i odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku wyznaczyło nowy kierunek dla tych artystyczno-biznesowych poszukiwań. Właśnie wtedy narodził się nurt, który polska krytyczka sztuki, Stefania Zahorska określała mianem "romantyzmu militarnego". Obfitował on w filmy kręcone z myślą o podnoszeniu narodowego ducha, opowieści o bohaterskich żołnierzach i zakochanych niewiastach, których miłość przechodzi próbę na tle ważnych, historycznych wydarzeń.

Jednym z najważniejszych filmów wpisujących się w ten model był "Cud nad Wisłą" Ryszarda Bolesławskiego, jednego z najbardziej utalentowanych twórców polskiego kina niemego.

Zrealizowany na zamówienie Wydziału Propagandy Ministerstwa Spraw Wojskowych film Bolesławskiego opowiadał o polsko-bolszewickiej wojnie 1920 roku.

Liczący sto minut "Cud…" łączył film wojenny z melodramatem, a jego obraz wyróżniał realizacyjny rozmach widoczny w scenach batalistycznych (na miarę swej epoki i środków finansowych). Bolesławski krzepił polskie serca, pokazując, że zwycięska wojna była nie tyle dziełem wojskowych strategów, co dowodem siły duchowej całego narodu. Jego film – wpisujący się w nurt patriotycznych filmów historycznych – był jednym z najdoskonalszych przykładów kina propagandowo-rozrywkowego i dowodem rzemieślniczej klasy Bolesławskiego, który wkrótce wyjechał za granicę, a swoją karierę kontynuował w Hollywood.

 

 

"Bartek zwycięzca" 1923 r.

 

bartek zwyciezca fn

Kadr z filmu "Bartek zwycięzca", 1923, reżyseria: Edward Puchalski, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Romantyczno-patriotyczna tradycja polskiego kina lat 20. minionego wieku zaowocowała wieloma spektakularnymi filmami, których popularność daleko przerastała ich artystyczną klasę. Zainteresowaniem rodzimych filmowców cieszyły się zwłaszcza kinowe adaptacje, które raz za razem trafiały na ekrany kinoteatrów. Sięgając po znane literackie tytuły, producenci minimalizowali biznesowe ryzyko i mogli odcinać kupony od popularności takich gwiazd literatury jak Sienkiewicz, Reymont czy Żeromski.

Wśród rozlicznych adaptacji nakręconych w tym okresie, jedną z najciekawszych był "Bartek zwycięzca" Edwarda Puchalskiego zrealizowany na podstawie noweli Henryka Sienkiewicza. Reżyser opowiadał w nim historię naiwnego chłopa, który wyrusza na front wojny niemiecko-francuskiej, by wykazać się nieprzeciętną odwagą i walecznością, ale też… zdobyć polityczno-patriotyczną świadomość.

Wyprodukowany w Poznaniu film wyróżniał się realizacyjnym rozmachem. Do dziś zachował się jedynie we fragmentach.

 

 

"Niewolnica miłości" 1923 r.

 

niewolnica milosci fn

Kadr z filmu "Niewolnica miłości", reżyseria: Stanisław Szebego, Jan Kucharski, Adam Zagórski, 1923, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Wojenne superprodukcje, antybolszewickie agitki i adaptacje literackiej klasyki stanowiły jedynie część polskiego pejzażu filmowego trzeciej dekady XX wieku. Prócz nich ogromną popularnością cieszyły się historie sensacyjno-miłosne. Wprawdzie niewiele było wśród nich obrazów artystycznie spełnionych, ale to właśnie one przyciągały do kin rekordowo dużą widownię.

Specjalistą od tego typu kina był Aleksander Hertz. Po "Meirze Ezofowiczu" oraz dziesiątkach innych filmów, szef Sfinksa wypracował własny model kina, który nazywał "trójkątem z doczepionym tłem". Jego koncepcja polegała na tym, że do miłosnej historii twórcy każdorazowo musieli "doczepić" jakieś istotne wydarzenie historyczne lub społeczne, by w ten sposób uwznioślić banalną, melodramatyczną opowiastkę. Taka filozofia twórcza gwarantowała Hertzowi sukcesy, a jego filmy kreowały nowe gwiazdy ekranu. Przekonała się o tym Jadwiga Smosarska, jedna z największych gwiazd okresu międzywojennego.

To ona była gwiazdą jednego z najpopularniejszych filmów "złotej serii" Sfinksa, "Niewolnicy miłości" wyreżyserowanej przez trio Jan Kucharski, Stanisław Szebego i Adam Zagórski. Smosarska wcielała się w niewiastę uwiedzioną przez herszta złodziejskiej bandy i zmuszoną do okradzenia bogatego ziemianina. Kryminalna intryga spotykała się tu z melodramatem, a miłość bohaterki do szlachetnego bogacza doprowadzała do tragicznego finału, czyli śmierci dziewczyny z rąk złoczyńców.

Publiczność kochała te opowieści, a Hertz i ludzie zatrudniani przez niego w Sfinksie potrafili tę miłość spieniężać. I choć każda kolejna premiera była dla krytyków pretekstem do złośliwych wycieczek (recenzje Antoniego Słonimskiego cytowane przez Tadeusza Lubelskiego w "Historii kina polskiego” są tego wspaniałym dowodem), filmowa maszyna Hertza kręciła się aż do końca lat dwudziestych.

 

 

"Pan Tadeusz" 1928 r.

 

Ostatnie lata filmu niemego przyniosły polskiemu kinu jeszcze kilka spektakularnych produkcji. Największą z nich był "Pan Tadeusz" zrealizowany przez Ryszarda Ordyńskiego (właśc. Dawida Blumenfelda), jednego z najbardziej cenionych twórców swojej epoki, cieszącego się w latach 20. sławą teatralnej gwiazdy.

Próbując przekonać go do podjęcia się reżyserii "Pana Tadeusza", producenci musieli sięgnąć głęboko do kieszeni. Mickiewiczowska adaptacja była najdroższą produkcją okresu międzywojennego, a jej budżet przekraczał pół miliona złotych (w czasie gdy samochód kosztował ok. 2,5 tysiąca złotych). Sam Ordyński długo nie mógł się zdecydować, czy podjąć się wyzwania, a w "Wiadomościach Literackich" kwieciście opisywał swoje wątpliwości, twierdząc, że "lękał się wielkości, drżał przed ogromem". Ostatecznie jednak przyjął propozycję, a filmowy "Pan Tadeusz" był ekranizacją najbardziej efektownych scen poematu, które połączone zostały strofami wiersza pojawiającymi się na ekranie w formie tekstu.

Premiera filmu, która odbyła się 9 listopada 1928 roku, była wielkim wydarzeniem. Pierwszy pokaz uświetnili swoją obecnością prezydent Ignacy Mościcki i marszałek Józef Piłsudski, a recenzentami filmu byli m.in. Zofia Nałkowska, Jan Lechoń i Antoni Słonimski.

Niestety, "Pan Tadeusz" nie przetrwał do dziś w oryginalnym kształcie. W czasie II wojny światowej kopie filmu zostały wywiezione z Polski, a ich znaczna część zaginęła. W latach 50. do zbiorów Filmoteki Narodowej powróciło 40 minut filmu trwającego pierwotnie ponad 140 minut. Dopiero w 2006 we Wrocławiu odkryto zniszczone i niekompletne kopie filmu. Po latach prac rekonstrukcyjnych udało się odtworzyć blisko 120 minut filmowego oryginału.

 

 

"Mocny człowiek" 1928 r.

 

mocny czlowiek fn

Kadr z filmu "Mocny człowiek", 1929, reżyseria: Henryk Szaro, fot. Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Choć polskim kinem niemym rządziły melodramatyczno-patriotyczne opowieści uzupełniane czasem przez mieszczańską komedię, nie brakowało w nim miejsca na artystyczne eksperymenty z filmowym gatunkiem. Zapatrzeni w innowacyjne filmy niemieckiego ekspresjonizmu i kammerspielu polscy twórcy raz po raz próbowali przeszczepić na rodzimy grunt jego reguły, filmową formę i najpopularniejsze motywy.

Najciekawszą i najbardziej spełnioną artystycznie próbą stworzenia polskiej odmiany ekspresjonistycznej opowieści był "Mocny człowiek" Henryka Szaro zrealizowany w 1928 roku. Opowiadał on historię mężczyzny, który dla sławy i bogactwa zabija znanego niegdyś pisarza i wydaje jego powieść pod własnym nazwiskiem. Gdy na swojej drodze spotyka miłość życia, przeżywa spektakularne nawrócenie.

Przenosząc na ekran powieść Stanisława Przybyszewskiego Szaro rozprawiał na ekranie o nietzscheańskim modelu nadczłowieka, o pułapkach niemoralności i wszechobecnym kulcie sławy. Jego film nawiązywał do estetyki niemieckiego ekspresjonizmu: nie tylko dzięki wizyjnym scenom z duchami w roli głównej, ale też za sprawą sposobu filmowania czy operowania kostiumem. Z Niemiec Szaro ściągnął także odtwórcę głównej roli – rosyjskiego aktora, Grzegorza Chmarę (przez lata będącego mężem Asty Nielsen).

Dobrze przyjęty przez rodzimą krytykę, film Henryka Szaro w czasie wojny zaginął, a odnaleziony został po kilku dekadach w jednym z brukselskich archiwów. Na początku XXI wieku dzięki Filmotece Narodowej film został odrestaurowany i wydany na płytach DVD (z muzyką graną przez grupę Macieja Maleńczuka).

 

 

"Huragan" 1928 r.

 

huragan fn

Kadr z filmu "Huragan", reżyseria: Józef Lejtes, 1928, fot. domena publiczna/Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny/Fototeka

 

Jednym z najpotężniejszych żywiołów rządzących nadwiślańskim kinem niemym był antybolszewizm, który zwłaszcza po 1920 roku wybrzmiewał zarówno w historycznych superprodukcjach jak i w melodramatach. Wśród filmów, które trącały nutę antyrosyjskich emocji, jednym z najwybitniejszych był "Huragan", debiutancki film Józefa Lejtesa.

Po ukończeniu studiów z fizyki i chemii na Uniwersytecie Jagiellońskim Lejtes wyjechał do Wiednia, gdzie zdobywał doświadczenie filmowe u boku samego Roberta Wiene (reżysera "Gabinetu doktora Caligariego"). Gdy powrócił do Polski, postanowił zająć się reżyserią, a jego pierwszym projektem był właśnie "Huragan", opowieść o dziejach powstania styczniowego, którego 65. rocznica była bezpośrednią przyczyną realizacji filmu.

W "Huraganie" (a także późniejszym "Z dnia na dzień") Lejtes wynosił filmową propagandę na poziom artystyczny nieosiągalny dla większości jego kolegów z branży, dbając o warsztatową jakość swojej produkcji. Jego film uwodził zwłaszcza plastyczną urodą. Lejtes przekonał bowiem do współpracy swych dawnych, austriackich współpracowników, w tym operatora Hansa Theyera i scenografa Hansa Rouca. To dzięki nim możliwe było wystylizowanie filmowych kadrów tak, by przypominały obrazy powstańcze Artura Grottgera. Między innymi dlatego film Lejtesa spotkał się z dobrym przyjęciem wśród publiczności i krytyków, czyniąc z reżysera jedno z najgorętszych nazwisk rodzimego kina. Nie tylko tego niemego.

 

 

Bartosz StaszczyszynAutor: Bartosz Staszczyszyn

Filmoznawca, krytyk filmowy i literacki, scenarzysta. Ukończył filmoznawstwo na UJ. Jako dziennikarz publikował m.in. w "Polityce", "Filmie", Filmwebie, Dwutygodniku. Jest scenarzystą serialu "Nielegalni", konsultantem scenariuszowym i współautorem książek o historii kina i telewizji.

 

 

culture

 

 

historie odkryte cytat