poniedziałek, 29 kwietnia 2024
lt09Platforma Obywatelska to partia rozkalibrowana. Przypomina lufę kolubryny i wszystko pomieści. Od Sasa do Lasa, bo po co komu klasa, kiedy liczy wyłącznie się kasa


To taki „paramilitarny żart” mojego autorstwa, wiem, średnio dowcipny. W równie wyrafinowanym stylu dworują sobie, uprzedzający spodziewaną euroklęskę, nasi umiłowani pisowcy. Ot, choćby Joachim Brudziński, który widziałby na listach PO Nianię Franię i Mroczków. I tu pełny szacun dla pana posła, człowieka pewnie zaharowanego po pachy, a mimo to znajdującego czas na oglądanie seriali i podczytywanie plotkarskich portali. Nie zrozumiawszy na początku aluzji, chcąc przybliżyć sobie postaci wywołane przez parlamentarzystę, musiałem skorzystać z wyszukiwarki Google. Aż wstyd się przyznać: okazałem się kompletnym ignorantem, oderwanym od rzeczywistości i głównego nurtu życia kulturalnego.

Rozpocząłem bojowo, bo czas mamy przedwojenny. Partie w pełnej mobilizacji, szczerzą na siebie zębiska i pokazują, że ich kły są w stanie wroga rozszarpać. Jak mogą tak tuszują braki w uzębieniu i udają, że gadają z sensem, a nawet dowcipnie i na luziku (przykładem p. Achim). A tu nawet nieuzbrojonym uchem słychać, że to zwyczajne kłapanie dziobami przy niedopasowanej protezie.

czary

W ten oto sprytny sposób wycofaliśmy się z retoryki wojennej, lądując w gabinetach: dentystycznym, laryngologicznym i logopedycznym, choć przydałby się jeszcze psychiatra. Unia hojnie wspomaga Polskę w odtwarzaniu infrastruktury komunikacyjnej, w budowie kanalizacji i wodociągów. Niemałe korzyści czerpie polska wieś. Okazuje się, że potrafiliśmy zakręcić się koło unijnych konfitur, choć zdaniem programowo niezadowolonej opozycji mogłoby być jeszcze lepiej. Nawet u mnie drgnęło, znaczy się na moim osiedlu, gdzie „za unijne” układają eurobruk, bagatela, po czterdziestu latach brodzenia w błocku…

Dlaczego – pytam – do parlamentu europejskiego pchają się cudaki od serca nienawidzące UE, choćby wszyscy opluwacze Brukseli, skoncentrowani wokół pewnej rozgłośni z Torunia? Co zamierza tam znowu robić pan Ryszard Czarnecki akurat wiem. To bardzo zdolny i doświadczony polityk. Przeszedł w życiu niemało, zaliczył mnóstwo ugrupowań politycznych i świetnie wypada w mediach. Zna się na wszystkim, także na piłce i w każdym temacie zabiera głos. Jest nawet bogaczem, czego nie kryje w swoim politycznym dossier, co akurat jest dobrą wiadomością, nie ciągnie go kasa.

Niegdysiejszy gwiazdor Samoobrony, dumnie paradujący w biało czerwonym krawacie, teraz zasila szeregi PiS-u, gdzie służy z równie ogromny zapałem pod wspólnym zawołaniem: Patriotyzm, Solidarność, Nowoczesność. Póki co dziś jeszcze reprezentuje Dolny Śląsk i Opolszczyznę a teraz, jest taka nadzieja, będzie się poświęcać dla Warmii i Mazur. Na razie rozmawia z prezesem o… literaturze i ani słowa o swoim kandydowaniu. A krawat zachował w archiwum ruchu rewolucyjnego.

Wrogowie deputowanego (niestety, tacy też są) kraczą, że coś wisi w powietrzu: niechybnie Wielkie Jeziora Mazurskie wyschną. Osobiście nie wpadałbym w panikę, pan poseł prócz kopania (piłki) uwielbia pływanie i świetnie sobie radzi nawet w mętnej wodzie. Przejście z jednej partii do drugiej w trakcie trwania kadencji obwarowane jest pewnym ryzykiem I tu panu Ryszardowi należy się ogromny podziw, za co?, za niebywałe poświęcenie, przystąpił bowiem do ludzi… chorych. Tak jest.

”Przepraszamy wszystkich za to, że weszliśmy w koalicję z ludźmi chorymi. Mieliśmy nadzieję, że PiS, formując rząd i przejmując władzę, chce poprawić sytuację Polaków” – powiedział w niedzielę świeżo wybrany na kolejną, pięcioletnią kadencję, Andrzej Lepper w miejscowości Brzoza w gminie Grabica (Łódzkie) podczas obrad V Krajowego Zjazdu Związku Zawodowego Rolnictwa "Samoobrona". – Przeciwko "Samoobronie" wytaczano działa największego kalibru (a więc wojna!), by nie mogła realizować swojego programu, który jest zagrożeniem dla tzw. elit. Nie poddamy się jednak. Im bardziej będziemy prześladowani, tym będziemy mocniejsi – mówił Lepper.

Można jeszcze długo przywoływać różnych kandydatów do europarlamentu. W temacie Mariana Krzaklewskiego wylano już hektolitry farby drukarskiej (głównie na nie) toteż zamilczę, zwłaszcza wobec stwierdzenia Janusza Palikota, który tę kandydaturę przyjął bez emocji, jako ten wyrachowany wampiroman: „Jeśli przy pomocy Mariana Krzaklewskiego możemy przebić niczym kołkiem osikowym serce braci Kaczyńskich na Podkarpaciu, to warto było” – nie krył w minioną sobotę w programie TVN24 "Piaskiem po oczach". Wedle chłodnej kalkulacji politycznej jest coś na rzeczy.

Atut kandydowania Krzaklewskiego to dobra znajomość języka angielskiego, co w naszej siermiężnej rzeczywistości jednak jest sukcesem. Po co tam pchają się faceci w ogóle nieznający zachodnich języków? Nigdy nie uwierzę, że językowy cudak (we wszystkich partiach tabuny takich), kaleczący polską mowę (jezdem, biere, chcom, robio, kedy) a w skrajnym przypadku bełkocący i mlaskający, jest w stanie nie kompromitować się w językach Szekspira, Balzaca albo Goethego. The end, fine, ende.
lt.tablica

tomczuk na pasku