czwartek, 28 marca 2024
gomelanRozmiary ego Radosława Sikorskiego, w ustach Lecha Kaczyńskiego monstrualne, mają swoje podstawy. Podobnie z gigantycznym ego prezydenta. Dlatego kiedy jeden z nich czyni drugiemu zarzut w tej materii, jest wesoło.




Że w polskiej polityce jest wesoło, zauważył ponad dekadę temu Jan Pietrzak, niegdysiejszy kandydat na prezydenta RP. Hmm - prześmiewca i łatwiej mu do takiego wniosku dojść? Niekoniecznie – zachowując się całkiem poważnie otrzymał w 1995 roku 201 tys. głosów, o 24 tys. mniej od późniejszego wicepremiera, niejakiego Leppera. Czy jednak znany przed laty satyryk przewidział, że będzie tak śmiesznie, jak dziś? Pewnie nie, wszak nawet Nostradamus w swych centuriach nie przedstawił wizji, w której ktoś, kto otwarcie przyznaje się, że polityki nie lubi, zostaje prezydentem Polski.

 Dziwnie się w najnowszej historii Polski składa, ze wesoło jest, gdy urząd prezydenta sprawuje polityk pochodzący z szeroko pojętej prawicy. Był niewykształcony Wałęsa – było śmiesznie. Jest wykształcony Kaczyński – jeszcze koślawiej. Wynika to z faktu, że ich konserwatywne, nierzadko zahaczające o totalitaryzm poglądy w żaden sposób nie przystają do współczesnej rzeczywistości. Kaczyńskim, ich pobratymcom z partii niesłusznie (w stosunku do rzeczywistych poczynań) nazywającej się Prawo i Sprawiedliwość i innym rodzimym neokonserwatystom ogromnie trudno pogodzić się z tym faktem. Stąd nerwowe a osłabiające (że bardzo śmieszne – przekonywać nie trzeba) międzynarodową pozycję Polski ruchy związane z nasza obecnością w Unii Europejskiej.

 Dlatego pewne cechy charakterologiczne obecnej głowy państwa zupełnie nie dziwią. Zaskakujące jest jedynie to, że żaden z pijarowskich mózgów w jego otoczeniu nie powie lokatorowi Pałacu Prezydenckiego, by cośkolwiek zmienił. Inna sprawa, czy Bielan, Kurski i inny Kamiński sądzą, że zmiany są potrzebne. No, chyba że za najbłyskotliwszy pomysł tychże pijarowskich czołgów uznamy wyjście prezydenta i jego małżonki na umówioną z fotografami kolorowych magazynów kolację w warszawskim lokalu.

 Rozdmuchanym do monstrualnych rozmiarów ego Lecha Kaczyńskiego zarazili się posłowie PiS wodzowsko prowadzeni przez brata prezydenta. Warto zwrócić uwagę, jak reagują, gdy ktoś skrytykuje obecną głowę państwa. Jak jeden mąż atakują delikwenta, nie bacząc, ze w 90% przypadków racja jest po stronie krytykującego. Lech Kaczyński już tak ma, że łatwo znaleźć materiał do krytyki wobec niego, a że czasami prezydent Francji zada celny cios, to już wstyd nie tylko dla obijanego, ale dla wszystkich rodaków polskiego prezydenta.         

 Powstaje samorzutnie pytanie - czy parlamentarzyści herbu Kaczyński zbyt dokładnie studiowali doświadczenie Pawłowa, a wyniki podświadomie wprowadzają w nadwiślańskie polityczne życie? Czy też dawne wzorce zza Buga okazują się akuratne w dzisiejszej polskiej rzeczywistości? Choć, przepraszam, to partia konserwatywna, należy się zatem spodziewać, że wzorce przywództwa wodzowskiego, zapędy totalitarne, ograniczanie wolności jednostki, tak nieprzystające do XXI wieku, będą powielane.

 Najgorszy prezydent Państwa Polskiego od czasów Ryszarda Kaczorowskiego zaraz po wyborach zgłosił wodzowi, iż wykonał zadanie. Ego w wiadomy sposób nie działa więc tylko wobec brata, który jako jedyny człek na Ziemi ma jakąkolwiek władzę nad dzisiejszym prezydentem. Taką mianowicie, że gdy Lech Kaczyński negocjował ważne dla Polski ustalenia z premierem Wielkiej Brytanii i kanclerz Niemiec, musiał wychodzić z pokoju i dzwonić do Jarosława, będącego wówczas premierem, po wskazówki. W końcu najważniejsi przywódcy Europy się zniecierpliwili i sami zadzwonili do premiera. Tak to od dwu i pół roku wygląda prezydentura profesora prawa pracy.

 Według definicji encyklopedycznych zasadnicza rola ego to godzenie wymagań organizmu z warunkami środowiskowymi. W rzeczonym casusie rozumuję to tak: osobnicy z monstrualnie rozbudowanym ego – czyli Kaczyński-prezydent i Sikorski-niebrytyjczyk – mają znacznie większą od średniej możliwość godzenia wymagań organizmu z warunkami środowiskowymi. Z tą różnicą, ze Sikorski próbuje dostosować się do świata, a Kaczyński – świat do siebie. Wynik rzeczonej różnicy jest taki w kontekście politycznym, że gdy Sikorski jedzie z wizytą do Waszyngtonu, to mam pewność, ze nie ośmieszy mojej Ojczyzny, gdy zaś nad Potomac trafia Kaczyński, tej pewności nie ma nikt.

 Abstrahując od faktu, że gdy Kancelaria Prezydenta wysyła za Atlantyk Annę Fotygę, pewność jest, ale w drugą stronę…  

Ps „EGO” w tytule przy nazwisku Sikorskiego to akronim. Proponuję podjęcie próby  rozszyfrowania, jednak polecam większą fantazję, niż Leszek Moczulski rozszyfrowujący akronim PZPR. Zaznaczam w ramach nauczycielskiej podpowiedzi, iż „O” w akronimie w zamyśle autora nie jest pierwsza literą jego ormiańskiego nazwiska. Zachęcam jednak do rozwinięcia skrzydeł wyobraźni.

Grzegorz Omelan



omelan na pasku