piątek, 19 kwietnia 2024
gomelanW trzy dekady po solidarnościowym zrywie zastanawiamy się, czy przywódcy tego społecznego ruchu wyobrażali sobie dzisiejszą Polskę taką, jaką ona faktycznie jest. Czy ideały, o które walczyli z opresyjnym systemem nierzadko narażając życie, dziś, w wolnej Polsce, rzeczywiście funkcjonują?




Te pytania dziś padają. I są żenujące. Bo jeśli odpowiemy, że w ciągu 21 lat wolnej Polski wiele z tych ideałów wyblakło, kto będzie miał czelność spojrzeć w oczy tym, którzy za walkę o wolny kraj przesiedzieli w więzieniach lata. O tych, którzy zginęli, nie wspominając. Im nawet nasi ojcowie nie zdążyli podziękować.
A przecież jest właśnie tak, że ideały solidarności rozmyły się w polskim piekiełku, skrajnie ostatnio ostrej walce politycznej, naszej małostkowości i zapiekłości. Owszem, najważniejszy cel zrywu społecznego sprzed 30 lat - odzyskanie suwerenności - został, przy współdziałaniu innych, także zewnętrznych, czynników osiągnięty.
Ale niewiele zostało z ówczesnej jedności społecznej, pracy na rzecz dojścia do ogólnonarodowego celu, poczucia wspólnoty. Dziś mamy inny ustrój ekonomiczny, ze wszystkimi jego cechami negatywnymi - bezrobociem, wykluczeniem społecznym, nierównością szans. W takiej rzeczywistości o utylitaryzm trudno, ale wspólne działanie na rzecz wyższego celu nie jest niemożliwe, jak pokazują przykłady państw skandynawskich, Nowej Zelandii i tych strasznych Stanów Zjednoczonych.
Dziś jest tak, że większość tych, którzy narażali życie i zdrowie w poprzednim systemie działa obecnie w dwu partiach postsolidarnościowych. Te partie są dziś najsilniejszymi ugrupowaniami politycznymi w kraju. I te dwie zbiorowości ludzkie stanęły po dwu stronach zbudowanej przez typowo polskie przywary barykady i piorą w siebie jak Gołota w Bowe'a lub Lewis w Gołotę. Choć częściej w tej pierwszej konfiguracji, bo ciosów poniżej pasa w tej rywalizacji co niemiara.

 
solidman


Obok pytania o ideały Solidarności, dziś należy zastanowić się, jak w takiej sytuacji wytłumaczyć polskiej młodzieży, że politycy dwu najsilniejszych partii politycznych wzajemnie się dziś  zwalczających trzy dekady temu działali po jednej stronie barykady w walce ze wspólnym wrogiem? Jak wytłumaczymy to, że prezes jednej z tych partii, silnie kojarzony z dzisiejszą Solidarnością  przechodzi obok prezydenta Polski bez przywitania się przez uściśnięcie dłoni? Jak wytłumaczymy to, że polityk tak często odwołujący się do ideałów Solidarności nie akceptuje społecznego wyboru elekcyjnego? Czy powiemy, że w 1980 roku nie walczono o to, by Polacy w demokratycznych wyborów mieli możliwość desygnowania na stanowiska prezydenta tę osobę, której chce większość głosujących?

Dziś młodzież zadająca takie pytania średniemu i starszemu pokoleniu Polaków ma do nich słuszną pretensję, iż ci nie potrafili solidarnościowych ideałów przekuć w społeczny utylitaryzm szyty na miarę nowych czasów. W zamian dzisiejsi dwudziestolatkowie świadkują ciągłym swarom na szczytach władzy, a i niziny społeczne mało przejawiają entuzjazmu do wspólnej pracy.
Nawet rzymskokatolicki krzyż, dla wielu Polaków ważny symbol, nie jest w stanie zjednoczyć wierzącej większości. Wręcz odwrotnie - ze względu na ciągły brak w polskim społeczeństwie rozróżnienia między wiarą i religią krzyż staje się zarzewiem ostrego, bo karmionego silnymi emocjami, konfliktu.
Niech zatem nie zdziwi nas sytuacja, kiedy w dającej się przewidzieć przyszłości młody obywatel Polski zada pytanie obecnej klasie politycznej: „dlaczego zmarnowaliście spuściznę Solidarności?"

Grzegorz Omelan

omelan na pasku