piątek, 29 marca 2024

czuly narrator okladkaDwanaście esejów i wykładów Olgi Tokarczuk zebranych w jednym tomie – wraz z jej mową noblowską, od której przejął on tytuł – to zaproszenie do przyjrzenia się pisarskiemu warsztatowi autorki "Biegunów".

I jej pierwsza książka od czasu radującej polskie serca decyzji Szwedzkiej Akademii.

Wykład noblowski ukazuje nam świat współczesny w stanie totalnego chaosu i rozprzężenia, gdzie wąsko wyspecjalizowani naukowcy wynajdują coraz to nowsze rozwiązania technologiczne. Osiągnięcia nauki przejmują wietrzący w tym zysk technokraci, tworząc grupy sprzecznych interesów, przez co dochodzi do zaciekłych zmagań o kasę i wpływy. Odzywają się destrukcyjne ambicje, gdyż każdy dąży do osiągnięcia rynkowej dominacji: w gospodarce, polityce, we władzach czy w rządzie.

Walki o utrzymanie swojego status quo, czyli kasy i wpływów, rodzą ciągoty korupcyjne. To, co miało służyć ogółowi, staje się wyłącznie celem kręgu osób ciągnących z wcielanego w życie wynalazku pokaźne profity. Ścisły podział na rozdrobnione specjalizacje zagarnął również sferę kultury.

Zdaniem Olgi Tokarczuk w dzisiejszym, coraz bardziej wyspecjalizowanym świecie, największe nadzieje na wyjście z cienia anonimowości niesie właśnie literatura – a zwłaszcza powieść, tzn. fikcja. Jedynie ona jest w stanie obronić nas wszystkich przed ogólnym zanikiem wszelkich form wzajemnego porozumienia ludzi (mimo że internet wprost pęka od nadmiaru informacji, z fake newsami włącznie). Słowo pisane i jego świadoma recepcja jest bowiem opoką dla pozostałych dziedzin kultury.

Literatura gromadzi wokół siebie uczestników życia kulturalnego, broniących się przed skrajnym stechnicyzowaniem. Odnajdujących się w kolejnej "Podróży ludzi księgi" – że posłużę się tytułem jednej z powieści noblistki. Jednoczy wokół siebie osoby zainteresowane nie tylko pozyskiwaniem ułatwiających życie elektronicznych gadżetów najnowszych generacji.

W obręb literackiej dyskusji Olga Tokarczuk wprowadza zatem nowatorskie pojęcie "czułego narratora". To wszechwiedzący gawędziarz, znający nie tylko tajemnice głównego bohatera, ale ogarniający myśli i przeżycia wszystkich występujących w danej opowieści postaci. Narrator wcale nie pierwszoosobowy, lecz "czwartoosobowy".

 

Czy zastanawialiście się kiedyś, kim jest ten cudowny opowiadacz, który w Biblii woła wielkim głosem: "Na początku było słowo"? Który opisuje stworzenie świata, jego pierwszy dzień, kiedy chaos został oddzielony od porządku? Który śledzi serial powstawania kosmosu? Który zna myśli Boga, zna jego wątpliwości i bez drżenia ręki stawia na papierze to niebywałe zdanie: "I uznał Bóg, że to było dobre". Kim jest to, które wie, co sądził Bóg? Wyjąwszy wszelkie wątpliwości teologiczne możemy uznać tę figurę tajemniczego i czułego narratora za cudowną i znamienną. To punkt, perspektywa, z której widzi się wszystko. Widzieć wszystko to uznać ostateczny fakt wzajemnego powiązania rzeczy istniejących w całość, nawet jeżeli te związki nie są jeszcze przez nas poznane.

 

Podobnie rzecz się przedstawia w pierwszym z tzw. wykładów łódzkich, zatytułowanych "Psychologia narratora", bo też: "kim jest ten cudowny opowiadacz, który w Biblii mówi wielkim głosem: Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię«? Który zna myśli Boga? Żeby odpowiedzieć na te pytania musielibyśmy porzucić naszą psychologiczną metodę i zmienić tytuł tego tekstu. Powinien on brzmieć »Metafizyka narratora«".

Kolejne z wykładów pisarki wygłoszonych na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego (2018) to "Psychologia literackiego stwarzania świata. Jak powstały »Księgi Jakubowe«" ("często mam wrażenie, iż to, co ma zostać napisane, istnieje już w całości przede mną, moje zadanie zaś sprowadza się do tego, co zostało przykryte/ukryte/zakryte"), oraz "Przypadek Duszejko. Postaci literackie", z przemawiającym do czytelniczej wyobraźni sformułowaniem: "Dla postaci literackich przyjmuję poetycko istnienie pewnego specjalnego wymiaru, czegoś w rodzaju przechowalni bytów. Trafiają tam, kiedy powieść zostaje już opublikowana, i teraz ich historie, dramaty i tragedie rozgrywają się w umysłach czytelników. Niczym wirtualne awatary ucieleśniają w sobie węzły naszych osobnych, a jednak powszednich doświadczeń, zmagają się z nimi za nas i dla nas".

Autorka powieści "Prowadź swój pług przez kości umarłych" wyraża przy tym przekonanie, że nie ma sztuki "bez szczypty irracjonalności", gdyż człowieka w jego pełni w równym stopniu jak idee wyrażają też fantazja, intuicja, obsesja czy szaleństwo. Wiedzie to pisarkę do spostrzeżenia, że "postaci chcą być stworzone, chcą być opowiedziane, chcą istnieć". W kolejnym wykładzie "Kraina Metaksy" – nigdy niewygłoszonym(!) – jako psycholożka z wykształcenia rozprawia się z "ciężką chorobą naszych czasów", do których prowadzi zanik nawyków czytelniczych, co przynosi najpierw "brak zdolności do rozumienie metafory, potem pauperyzacja humoru", a w końcu "powrót dogmatyzmu i fundamentalizmu".

 

Literalizm nie rozumie ani literatury, ani sztuki i jest gotowy ciągle pozywać twórców do sądu, a to obrazę uczuć, a to o naruszenie godności i czci. […] Literalizm kompromituje religię, ponieważ jednowymiarowo traktuje prawdy objawione, nie zdając sobie sprawy z ich kontekstowości i tego, że sam jest zależny i od czasu, i od kultury. Literalizm niszczy zmysł piękna i sensu, przez co nie pozwala tworzyć uważnej i pogłębionej wizji świata. Jego największymi grzechami są nietolerancyjność i traktowanie wszystkiego, co odstępuje od przyjętej gdzieś kiedyś n o r m y, jako moralnie złego, grzesznego, zasługującego na potępienie, a nawet karę. […] Przykładem literalizmu są między innymi walki o tęczę, które odbywają się w Polsce. Walki może i barwne gdyby nie to, że zaczyna się w związku z nimi wsadzać do więzienia. Tęcza została odarta ze swoich wielu znaczeń i udosłowniona, straciła status symbolu czy metafory, zmieniła się w emblemat wszystkiego, co odstaje od źle rozumianej normalności. Została uznana za chorągiew wroga i zupełnie na serio znienawidzona. Człowiek cierpiący na literalizm widzi wszystko wyosobnione, bez kontekstów oraz relacji, i na nieszczęście swoje i innych traci zmysł syntezy niezbędny do przeżywania świata w pełni i wielowymiarowo.

 

W naszym myśleniu, w modzie czy w polityce odradza się niekiedy tęsknota za czasem utraconym. W niektórych umysłach otwiera się zamiar wejścia z powrotem do tej samej rzeki, która płynęła kilkadziesiąt lat temu. W eseju "Ognozja", wcześniej zamieszczonym w "Polityce" (30 września 2020) Olga Tokarczuk wyraża jednak pogląd, że nie tędy droga, gdyż "nie zmieścilibyśmy się w tamtych życiach. Nie zmieścilibyśmy się w przeszłości. Ani nasze ciała, ani psychika". Jesteśmy bowiem w zupełnie innym miejscu historii i nie uda się jej zmienić, mimo że systemowe usiłowania trwają nie od dziś.

Do innych, znanych skądinąd tekstów pisarki, trzeba doliczyć "Maski zwierząt" – pierwodruk w "Krytyce Politycznej" (nr 15/2008); wszedł też do jej eseistycznego zbioru "Moment niedźwiedzia" – gdzie przypomina, że empatia ma stosunkowo krótką historię w dziejach ludzkości. Pojawiła się ok. sześć wieków przed naszą erą i najwcześniej wybrzmiała na Dalekim Wschodzie w naukach buddystów. Stamtąd została przejęta przez pojedynczych przedstawicieli świata myśli reprezentujących cywilizację śródziemnomorską ("Cokolwiek dzieje się tobie, dzieje się mnie. Nie ma »cudzego cierpienia«") – także, a może szczególnie, jeśli idzie o zwierzęta.

Inne zagrożenie znajduje w politycznie nacechowanym zawłaszczaniu słów. Jeśli taka grabież nastąpi, jak np. ostatnio ma to miejsce ze słowem "naród", to wyrwanie go z historycznego kontekstu będzie oznaczało nadanie mu całkiem nowych właściwości przez wyznawców tej czy innej ideologii, z założenia nieomylnej. Okazuje się wówczas, że niewinne do niedawna słowo, teraz "naładowane nowymi znaczeniami stało się niebezpieczne" – czytamy w "Pracach Hermesa, czyli jak tłumacze codziennie ratują świat", wykładzie wygłoszonym na inaugurację Gdańskich Spotkań Literackich (11–12 kwietnia 2019).

 

Nie ma straszniejszej choroby niż ta, kiedy człowiek zgubi swój indywidualny język i przejmie całkowicie jako prywatny ten zbiorowy. Chorują na to urzędnicy, politycy, akademicy, chorują też księża. I jedynym rodzajem terapii staje się wtedy literatura – obcowanie z językami twórców działa jak szczepionka przeciwko wizji świata tworzonej doraźnie i traktowanej instrumentalnie. Jest to potężny argument za czytaniem literatury (także klasycznej), bo literatura pokazuje, że kiedyś języki zbiorowe funkcjonowały inaczej, a w związku z tym powstawały inne wizje świata. To właśnie dlatego warto czytać – by dostrzegać te inne wizje i upewniać się w tym, że nasz świat jest jednym z możliwych i na pewno nie został nam dany raz na zawsze.

 

"Palec w soli, czyli krótka historia mojego czytania" to z kolei esej z sympozjum zatytułowanego "Światy Olgi Tokarczuk" (Uniwersytet Rzeszowski, 2012). Autorka wyraża przekonanie, że literatura, a zwłaszcza najmilsza sercu pisarki powieść, to – wbrew konstatacjom gremiów akademickich – sztuka bynajmniej nie elitarna, lecz powszechna. Codzienna, dostępna, obecna na dworcach, w hotelach czy w kramach, dlatego też "powinna być mądra mądrością życia z ulicy, unikać popisów stylistycznych i przemądrzalstwa".

Olga Tokarczuk proponuje także wczytywanie się co osiem, dziesięć lat w tekst ulubionej książki: ("Będziecie zdumieni, że w książce pojawiają się figury, których tam przedtem w ogóle nie było, te zaś, które zapamiętaliście z poprzedniego czytania, przepadają gdzieś na drugim czy jeszcze dalszym planie"). Sama w ten sposób czytała choćby "Czarodziejską górę" Tomasza Manna i podaje trzy własne, zaskakujące nowymi odczytaniami interpretacje. O tym jakie one są, przekonajcie się już państwo sami; nadmienię tylko, że jedna z nich przypadła po dogłębnym studium przez Olgę Tokarczuk prac Sigmunda Freuda.

Podobna, niejednokrotna lektura czeka zapewne każdą osobę sięgającą do "Czułego narratora", tomu zasobnego w ekscytujące treści, gdzie z zafascynowaniem i miłym dreszczem emocji odkrywa się fascynujące tropy literackie czy kulturowe, odczytuje tytuły ważnych dzieł, bez jakich znacznie trudniej byłoby zrozumieć niepokoje dzisiejszego świata. Można w nich odnaleźć sporo ulubionych książek dzieciństwa ("liczyła się prawdziwa przyjemność z czytania, którą daje składanie w głowie znaków i przekuwanie ich na obrazy i domysły"), czasów dorastania i bujnej młodości, aż do literatury mocno niszowej czy wręcz specjalistycznej ("kto czyta żeby tylko zrozumieć, dopuszcza się blasfemii"), choć teraz oswojonej – o czym szerzej w "Ćwiczeniach z obcości" ("Znak", nr 746–747) – i beletrystycznie przepracowanej przez autorkę w jej kolejnych powieściach czy opowiadaniach ("czyta się, żeby przeżywać – to głębszy, bardziej całościowy rodzaj zrozumienia").

W szkicu "O daimonionie i innych motywacjach pisarskich" przygotowanym dla studentów creative writing (Santa Maddalena, 2014) wraca autorka do impulsu ciągłego sięgania po pióro, mimo coraz mniej optymistycznych prognoz co do przyszłości literatury jaką znamy, na rzecz produktu i towaru. Przypomina, "iż źródłem twórczości literackiej może być to, że coś chce być zapisane". Przywołuje również autorytet Arystotelesa, który fikcję postulował jako formę prawdy.

Twórczość beletrystyczna daje niezmierzone możliwości artystycznej kreacji – nie byłoby szkicu "Niesamowity tygiel braci Quay, londyńskich alchemików filmu" (pierwodruk: "Trzynasty miesiąc: Kino Braci Quay", Kraków 2010), gdyby oni sami w swojej sztuce animacji nie czerpali z czytelnych literackich inspiracji. Fabuła jako taka dopuszcza użycie wszelkich modeli ekscentryzmu, jako warunku sine qua non wartościowej prozy, otwierającej przestrzenie duchowej wyobraźni i stanowiącej punkt inspiracji do zmian na lepsze w nas samych – czytelniczkach i czytelnikach. Każdy czytający inżynier, lekarz, naukowiec czy prawnik będzie o wiele bardziej kreatywny w swojej dziedzinie, jeśli swoich lektur nie ograniczy do kręgu literatury specjalistycznej, lecz poszerzy ją o prozę spod znaku fikcji.

W esejach zebranych w "Czułym narratorze" Olga Tokarczuk uświadamia początkującym pisarzom i nie tylko, że zanim sama sięgnęła po pióro, dużo czytała. I odważyła się im życzyć nie pisania, lecz czytania, wychodząc z założenia, że "w całym fenomenie zwanym literaturą to właśnie czytanie jest jego istotą". Bo też każda dobrana z sensem lektura przybliża nas do absolutu.

 

Olga Tokarczuk
"Czuły narrator"
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020
format: 130 x 205 mm
oprawa: twarda
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-08-07305-6

 

Logo culture pl