boberski adam nr1Jak się powiedziało alfa, trzeba powiedzieć omega. Nie inaczej będzie i tym razem...

 

Ponieważ jestem spostrzegawczym człowiekiem, dawno zauważyłem, że moje teksty na tym portalu są jak Senat Rzeczypospolitej Polskiej - izba refleksji i zadumy, jak mówią prześmiewcy, nikomu już niepotrzebna po dokonanych w sferze symboliki zmianach ustrojowych.


Jeśli mając nazwisko rodziców Głowacki dziecko otrzyma imię Bartosz, to dlatego, żeby nazywać się tak samo jak słynny kosynier, jeśli zaś nie otrzyma tego imienia, to dlatego, żeby nie nazywać się tak samo jak bohater spod Racławic. Istniejemy w relacji do tego, co było, czemu nie zawsze towarzyszy pełna świadomość, ale zawsze jakaś świadomość historyczna, choćby namiastkowa, z tym się wiąże. Każdy nasz ruch, każdy życiowy krok śledzi oko historii, jak obiektyw kamery, aparatu fotograficznego, a my ustawiamy się do niego, pozujemy jak do zdjęcia, nie wiedząc, kiedy, w jakiej chwili ono nastąpi, czy może stale jesteśmy filmowani, więc gramy, a grając stajemy się tym, co gramy, wtłaczamy siebie w kadry, ujęcia, sekwencje i sceny; czasem coś nas przymusza ustawić się tak, a nie inaczej, taki, a nie innych gest wykonać, i tak się ustawiamy, i taki gest wykonujemy, albo, ponieważ nas przymusza, my właśnie, z przekory, ustawiamy się inaczej, a przed danym gestem się wzbraniamy, zastępując go innym albo żadnym. Z okiem historii współdziała oko literatury, i zachowuje się tak samo, i taki sam na nas wywiera wpływ, oko historii, oko literatury razem śledzą każdy nasz ruch, każdy życiowy krok, a my, jeśli nam się chce i mamy rozwiniętą świadomość historyczną i literacką, bawimy się nieraz w ekscentryczne mistyfikacje i automistyfikacje.


Ekscentryczne mistyfikacje i automistyfikacje nie są zwykłym oszukiwaniem, one są ekscentryczne, czyli pełne powagi i wiary oraz ironii, zdrowego dystansu do pewnych idei i swoich fascynacji tymi ideami. Historia i literatura dostarczają alfabetu, za pomocą którego można te mistyfikacje i automistyfikacje uprawiać albo jedynie pokusić się o nazwanie tego, co się w nas i z nami dzieje. "Literami" tego alfabetu są: Don Kichot, Stach Wokulski, Jezusek, Nemeczek... Nemeczek - lat dwanaście, Jezusek - lat trzydzieści trzy, Stach Wokulski - lat czterdzieści siedem, Don Kichot - co "zbliżał się do pięćdziesiątki". Ten, który przez pomyłkę urodził się Hiszpanem, a powinien był Polakiem, kiedy wyruszył w świat, przywdziawszy zbroję i dosiadłszy bojowego rumaka Rosynanta (który tak naprawdę był szkapą), pokazał nam właściwą drogę Don Kichot był w wieku, kiedy można się jeszcze odważyć, samotnie, o dokonanie czegoś wielkiego, nawet jeśli nam się w głowie od nadmiaru idealizmu trochę pomieszało, i to jest ostatni dla takich wyczynów dzwonek. Takie mamy dla naszych mistyfikacji i automistyfikacji wzorce. Jeśli więc nas na to stać, przerabiamy literaturę i historię na własnej skórze. Wypróbowujemy na sobie, poświadczając ich prawdziwość. W skali, na jaką pozwalają nam okoliczności, w których się znaleźliśmy. Tak jak poszczególne narody wierzą, że są wybrane, tak poszczególni ludzie wierzą, że im baczniej przygląda się oko Opatrzności, historii, literatury... Wielkiej literatury, w której objawia się geniusz języka. To też wielka pokusa...

 

Nasza, Polaków, rywalizacja z Rosjanami o liderowanie wśród Słowian wydaje się być odwieczna i trwać nadal, mimo że jest już właściwie pozamiatane i nasi wschodni bracia raczej nie dadzą sobie wydrzeć pierwszeństwa, mimo problemów, jakie przeżywają, i nadal oni będą latać w kosmos swoimi rakietami, a nie my. Lecz nawet kiedy utraciliśmy swoją dominującą pozycję i przegrali politycznie z Rosją, nie wyrzekliśmy się swych ambicji, ale przekuli je w romantyczny mesjanizm, swego rodzaju donkiszoterię. Polacy XVI wieku nie mieli żadnych kompleksów, Polacy XIX i XX wieku mieli kompleksy i dumę, w tym kompleks wyższości i kompleks niższości wobec Rosji, i to zrodziło mesjanizm, a w opozycji do mesjanizmu powstała cała twórczość skoncentrowana na pytaniu: kim jesteśmy? Dlatego dzięki swojej literaturze jak mało który naród mamy rozwiniętą samoświadomość. Taka korzyść z dziwactw romantyzmu i refleksji nad nimi. Nie wiem, czy dla Francuza bycie Francuzem jest jakimś problemem intelektualnym, jakąś kwestią do rozważań. Dla Polaka bycie Polakiem z całą pewnością problemem intelektualnym jest, a najmocniej przeżywają to romantycy, którzy zawsze byli, są i będą wśród nas. Jako romantycy, a więc marzyciele boleśnie odczuwający rozdźwięk między tym, co jest, a tym, co być powinno, uciekający od rzeczywistości, angażujący się w rzeczywistość, ironizujący na jej temat, jesteśmy po części tym, o czym marzymy, a nasz kraj jest po części tworem naszych marzeń, również tych nie spełnionych i tych niemożliwych do spełnienia.

 

Pamiętać tylko trzeba, i potraktować to, z senatorską refleksją i zadumą, jako przestrogę dla Polski, że wszystko, również rzecz dobra, może być użyte jako narzędzie tortury przez profanów. Z wielkiej literatury można zrobić maczugę i walić nią w szkółce, tak jak muzykę Chopina można dać na full i puszczać ją komuś nad uchem przez 24 godziny na dobę, doprowadzając miłośnika tej muzyki do szewskiej pasji. Tradycja niepodległościowa też może być użyta jako maczuga do walenia po głowach wyborców i przeciwników politycznych, też można torturować nią i zniechęcać do niej w szkółkach. A patriotyzm, jak przestrzegał w XVIII wieku pewien Brytyjczyk, Samuel Johnson, może stać się kamuflażem i ostatnim schronieniem łajdaków.